Recenzja książki O dwóch takich co ukradli księżyc
Po raz pierwszy rozczarowałem się powieścią Kornela Makuszyńskiego.
"O dwóch takich co ukradli księżyc" z trudem można zakwalifikować do literatury dziecięcej.
Akcja toczy się wolno, dużo tu poetycznych ale jednak męczących swoją mnogością przenośni.
Opisana jest tu w sposób przesadny bieda polskiej wsi, to jak brakowało nam właściwie wszystkiego. Nawet wójt miał jeden but i bał się go zakładać.
W Zapiecku którym rozpoczyna się akcja powieści nie brakowało jedynie miłości, ale i to do czasu.
Urodziło się tam dwóch strasznych urwisów. Jacek i Placek urwipołcie to byli konkretni, w szkole nie uczyli się, kłamali, gonili i bili psa łapserdaka. Nie pracowali a nawet po śmierci ojca, ukradli matce ostatni bochen chleba, po czym poszli w świat szukać miejsca gdzie nie będą musieć pracować.
Potem przeżyli trochę przygód, jednak są one kiepsko opisane. Bardzo słabo bawią.
Poza tym źle się czyta o przygodach takich małych potworów.
Powieść po raz pierwszy została wydana w 1928 roku, w czasie ogromnej biedy.
Jacek i Placek urodzili się w bardzo małej i biednej miejscowości Zapiecek. Radość z przyjścia na świat bliźniaków była jednak krótka, chłopcy okazali się źli i bez serca. Pewnego dnia postanowili odejść z rodzinnej wioski i poszukać kraju, w którym ludzie nie muszą pracować. Jakie przygody przeżyli po drodze? Czego nauczyła ich ta niebezpieczna wędrówka?