"19 razy Katherine" nie sprostało moim czytelniczym wymaganiom.
John Green pisze zwięźle a sceny są krótkie. Jednak przynudza nie potrafiąc stworzyć napięcia.
Przedstawia raczej nierealną historię. Bo przecież jak nastolatek, mógł zawsze za partnerkę wybierać dziewczyny o imieniu Katherine, nie Kate, Katy, Kitty czy Cathy, tylko Katherine.
Do tego aż 19 razy. Nie interesuje go wnętrze czy nawet powierzchowność wybranki ale imię.
Ten nastolatek nazywa się Colin Singleton, jest osobą nad wiek inteligentną i ambitną.
Gdy 19 Katherine rzuca go, załamuje się, ale od czego są przyjaciele. Jego dobry kolega Hassan, zabiera go w podróż po Stanach samochodem. Podczas wycieczki mają dużo dziwnych przygód.
Wiele rzeczy w książce nie podoba mi się. Na przykład nazwanie auta diabelskim katafalkiem. Ma to w sobie coś z profanacji. Do tego dochodzą kiepskie czasem nielogiczne opisy fabuły.
Postacie są wprawdzie oryginalne ale trochę irytujące.
Stawiam słabe 6/10.
Jeśli chodzi o związki, to ulubionym typem dziewczyn Colin’a Singleton’a są te o imieniu Katherine. A jeśli chodzi o dziewczyny nazywane Katherine, Colin zawsze dostaje kosza. Dziewiętnaście razy, jeżeli ująć to dokładnie. Jest także dzieckiem-cudem z dziesięcioma tysiącami dolarów w kieszeni, zafascynowanym anagramami i posiadającym najlepszego przyjaciela cierpiącego na nadwagę.
Colin realizuje...