Miłość od pierwszego wejrzenia i dwie historie, współczesna i z czasów II wojny światowej, splotą się ze sobą, wstrząsną bohaterami, ukażą okrutną prawdę. Autorka przedstawiła miłość jako potężne uczucie, które buduje i ratuje oraz niszczy i rujnuje. Wojna zmuszała ludzi do podejmowania dramatycznych decyzji. Na szali stawiano miłość do rodziców, dziecka, rodzeństwa i do tej jedynej, tego jedynego. Prawdziwa miłość łączyła ludzi niezależnie od istniejących między nimi podziałów. W trakcie lektury zastanawiałam się, co ludzie są w stanie zrobić w imię miłości, co postawić na drugiej szali, ile warta jest miłość, jak bardzo jest prawdziwa. Czy na pewno wszystkie chwyty są dozwolone? Do refleksji skłonił mnie wątek psychogenealogii. W powieści doskonale widać, jak wybory naszych przodków wpływają na nasze życie, jak na poziomie genetycznym przejmujemy pewne ich zachowania i upodobania.
Klamrę kompozycyjną fabuły stanowi jedno wydarzenie. W środku przeplatają się miłosne wątki – Żydówki i Polaka w czasie wojny i „współczesny” Anki i Marcina według algorytmu portalu randkowego. Uczucie kwitnie bez względu na okoliczności, ale widać różnicę pokoleniową i cywilizacyjną. Z zainteresowaniem poznawałam historie miłosne bohaterów targanych emocjami. Autorka celowo wprowadziła pewien zabieg, by szybko się nie zorientować w intrydze, ale domyśliłam się jej konstrukcji. Przyglądałam się rodzinom, systemom wartości, sposobom wychowywania dzieci, uczuciom i więzom oraz przyjaźni. W promocji dostałam fastfoodową psychologię.
Powieść zabiera czytelnika w dwie czasoprzestrzenie, by pokazać różne oblicza miłości i jego siły, ludzkie szczęście i dramat, nadzieję i jej utratę, nas samych i nasze motywacje, które się nie zmieniają. Ta książka to dla mnie wstęp do głównych wydarzeń. Widziałam szczeliny, które prawdopodobnie w następnym tomie pękną. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg miłosnych historii i perypetii bohaterów, którzy jak w greckiej tragedii przeżywają wielki dramat.