Napiszę to od razu – jest dużo lepiej! Kontynuacja „Pustej nocy”, czyli „Czerwone słońce” Pauliny Hendel podobała i się duuużo bardziej! Po zaskakującym i nieprzewidywalnym zakończeniu z poprzedniej części ciekawość pchnęła mnie do czytania kolejnego tomu.
Po ostatnich życiowych zawirowaniach Magda oprócz zewnętrznego wyglądu zmienia również charakter. Bywa arogancka, jest do przesady pewna siebie i czasem działała mi na nerwy, ale w porównaniu z naiwną i ciut infantylną sobą z pierwszego tomu wypada na plus. Razem z wujkiem Feliksem oraz Mateuszem, który wyprowadził się z Wiatrołomu, muszą odszukać Pierwszego Żniwiarza. Przygotowanie tej trójki do starcia z tą najniebezpieczniejszą istotą jest średnie, wiedza jak go unicestwić również, ale co tam. Poza tym trzeba odszukać Gerarda, jednego z najstarszych żniwiarzy, którego panicznie bał się Pierwszy. I dodatkowo po ziemi kręci się coraz więcej demonów. I to takich, których Feliks nigdy nie widział na oczy. Ahoj przygodo!
Jeśli chodzi o akcję to nadal dzieje się dużo i szybko, a walki z nawimi są opisywane w prawie każdym rozdziale. Jednak Żniwiarze bohatersko wychodzą z prawie każdej opresji. Ale żeby było mało to na głowę spada im dawno niewidziana ciotka i jej wnukowie, którzy domagają się spadku po zmarłej cioci Magdy, Jadzi. Wprowadzenie nowych postaci, które z początku irytowały, dodało książce charakteru. Autorka umiejętnie wplatała losy epizodycznych postaci tak, że zostały w książce na dłużej i w znaczący sposób wpływały na rozwój fabuły.
Ale powiem Wam, że czasem nie odpowiadał mi język, którym posługiwała się autorka. Czasem był infantylny. I wiem, że teoretycznie jest to książka przeznaczona dla osób młodszych ode mnie, ale zdarzało się, że wywracałam oczami.
Jak pisałam, akcja nie zwalnia i co autorka serwuje na koniec? Takiego cliffhangera, że TRZEBA sięgnąć po kolejny tom! Całe szczęście, że miałam go pod ręką i mogłam zacząć od razu go czytać. Jak widzicie czasem narzekam na tę serię, ale wytrwale czytam, bo naprawdę potrafi wciągnąć i „Czerwone słońce” jest tego doskonałym przykładem.