Kiedy pierwszy raz trafiła w moje ręce książka o tematyce słowiańskiej byłam nią zachwycona i jeszcze do dziś z sentymentem wspominam całą serię "Kwiatu Paproci" Katarzyny Bereniki-Miszczuk czy "Miecz przeznaczenia" Sapkowskiego. Szukając lektur w podobnym klimacie natrafiłam na serię "Żniwiarz", a dobre opinie jeszcze bardziej zachęciły mnie do sięgnięcia po książkę. Jednak gdybym miała ją porównywać do przeczytanych wcześniej lektur znalazłaby się na samym końcu tego rankingu. Powieść nie zachwyciła mnie na tyle, aby wkrótce sięgnąć po jej kontynuację. O ile pierwszy rozdział zapowiadał się całkiem obiecująco, mamy tu zarówno ciekawą akcję, a także tajemnicę i zagadkę, która sprawiła, że miałam ochotę przewracać kartki i nie ukrywam, byłam zaciekawiona. Niestety kolejne rozdziały sprawiły, że mój zachwyt nad lekturą szybko ulotnił się na rzecz niesmaku jaki pozostał w moich ustach do przeczytaniu całości. Autorka popełniła tu zbyt dużo błędów, a chyba najważniejszym z nich jest akcja. Nie każdy zwraca na to uwagę, gdyż większość czytelników jest zachwycona porywającym wirem wydarzeń, ale już po kilku rozdziałach stwierdzam, że dzieję się za dużo i za szybko. Główni bohaterowie - Feliks, który jest żniwiarzem oraz jego nastoletnia pomocnica Magda polują na nękające mieszkańców stworzenia ze świata zmarłych: strzygi, upiory, bezkosty. Wkrótce okaże się, że ich wiedza na temat przeciwnika jest niewystarczająca, a niebezpieczeństwo, które na nich czyha sprowadzają sami z własnej winy. Kiedy przyjrzymy się bliżej tym postaciom widać, że brakuje im logicznego myślenia, kierują się wyłącznie zasadą - wypędzić stwora, a co będzie dalej? Akcja powieści składa się niemalże z samej walki z potworami, a do tego dzieje się za szybko. Zabrakło wątków pobocznych, a autorka skupiła się tylko i wyłącznie na samej walce, której w powieści jest przesyt. Całość niesamowicie mnie zmęczyła do tego stopnia,że już w trakcie odkładałam książkę znudzona i zniechęcona. Po macoszemu została potraktowana charakterystyka bohaterów. To postaci nijakie, bez wyrazu i emocji, których los w dziwny sposób nie potrafił mnie zainteresować. Magda wygrywa wszystkie potyczki, z każdej walki wychodzi praktycznie bez szwanku, jej osoba jest nijaka i w żaden sposób nie potrafiłam jej kibicować. To nastolatka o niezwykle łagodnym usposobieniu i strasznie nudnym życiu, poza pracą w księgarni tylko odpoczywa lub sprząta, żadnych cech szczególnych. Zdecydowanie bardziej interesujący jest dla mnie Feliks : "Każdy żniwiarz był szybszy i silniejszy niż człowiek, miał bardziej wyczulone zmysły i przede wszystkim potrafił wyczuć oraz ujrzeć nawich.” W mało interesujący sposób Paulina Hendel odniosła się do mitologii słowiańskiej. Autorka wymieniła jedynie nazwy stworzeń, z którymi walczyli bohaterowie i odniosła się do nich dość encyklopedycznie. Spodziewałam się opisów, ciekawostek, a przecież sięgnięto po tak interesujący i bogaty wątek, który niestety w książce nie znalazł odzwierciedlenia. Nie każdy autor ma niestety tę umiejętność, aby stworzyć książkę ciekawa opartą o nasze słowiańskie wierzenia, wymienienie ich z nazwy już nie wystarczy, abyśmy byli zachwyceni i zaciekawieni. Paulina Hendel podeszła do tematu mało rzetelnie, ta historia z pewnością nie wzbudziła mojego zainteresowania na tyle, by sięgnąć po kolejny tom. Być może "Pusta noc" zachwyci tych, którzy dobrej powieści o klimacie słowiańskim nie mieli jeszcze w rękach.