Lily nigdy nie spodziewała się, że pewnego dnia w muzeum zamiast mumii znajdzie egipskiego księcia z nadludzkimi mocami. Do tego nie spodziewała się, że razem z nim uda się na pełną przygód wyprawę do Egiptu. I że będzie pomagać ratować świat przed Setem, bogiem chaosu. I nie spodziewała się, że zakocha się w mumii...
„Przebudzeni” są dość specyficzną książką. Z jednej strony nie jestem nimi jakoś szczególnie znudzona czy rozczarowania, a jednocześnie nie było żadnych „ochów” i „achów”. Taka nijaka powieść. A jednocześnie wiem, że jest tak tylko dlatego, że czytałam tę książkę strasznie wolno. Nie czułam nudy, a mimo to nie ciągnęło mnie do książki.
Jednak mimo wolnego tempa czytania i braku wciągnięcia się w fabułę jestem zgodna z większością recenzentów – Lily była BARDZO irytująca! Zna faceta od kilku dni, a już wie, że go kocha? Co więcej – jest gotowa dla niego umrzeć. No błagam! Ona przecież zupełnie nic o nim nie wie, bo przecież w ciągu kilku dni (pełnych przygód, więc czasu na poważniejsze rozmowy jest mniej) nie można poznać kogoś do tego stopnia, by wiedzieć, że to jest ten jedyny. To nie jest „Titatnic”. Dodatkowo jej przemiana wydawała mi się dość płytka i działa się za szybko.
Co do innych bohaterów – wiemy o nich naprawdę mało. Są dość płytcy, mają jedną cechę, która ich określa. Jak na taką ilość stron – szkoda, bo czuć zmarnowany potencjał. Można było zrezygnować z kolejnego „głębokiego” rozmyślania Lily o tym, czemu Amon jej nie chce i skupić się na lepszym wykreowaniu innych postaci.
Ze względu na fabułę (mitologia egipska, mitologiczni bogowie w obecnym świecie, ratowanie świata i te sprawy) od razu nasuwa się skojarzenie do powieści Ricka Riordana. Ba, na samej okładce książka polecana jest właśnie fanom tego autora. Jednak książka nie jest nawet bliska poziomowi Riordana. Akcja nie gna w takim tempie, można nawet powiedzieć, że jest dość powolna. W „Przebudzonych” brakuje humoru, który rozładowywałby napięcie. Przez to wyszło po prostu dość słabo.
Co do końcówki – tutaj także mam mieszane odczucia. Wydawała się dość ciekawa, ale jednocześnie co chwilę wywracałam oczami. Jednak w ogólnym rozrachunku uznaję ją za plus. Co jak co, ale moim zdaniem była to najciekawsza część powieści.
Niestety nie polecam Wam „Przebudzonych”. W książce brakuje tego czegoś, co zaciekawia od pierwszej strony. Nie jest to także coś oryginalnego, czego nie znajdziecie w innych książkach – w powieściach Ricka Riordana znajdziecie podobne motywy zrealizowane o wiele lepiej.