"Czułam jak przechodzi mnie dreszcz, gdy zbliżył się do mnie na tyle, że całkiem zlikwidował przestrzeń, jaka pozostała między nami"
~
Bardzo ciężko będzie mi się wypowiedzieć o tej książce. "Bad boys go to hell" reklamowane było jako hit, porównywane do wielu kultowych książek, jednak szczerze od kiedy zobaczyłam frazę "(...) na Wattpadzie" już zaczęłam mieć mieszane uczucia. Książka przedstawia historię Olivii i Michaela, którzy już od dzieciństwa się nienawidzili. Ich relacja polegała na wzajemnym dokuczaniu sobie i robieniu problemów. Ciągłe kłótnie i niezbyt zabawne psikusy sprawiały że każdy wróżył im darcie kotów już do końca. Jednak doszło do rozłamu. Ich kontakt się urwał, gdy Olivia wyjechała do szkoły z internatem. Jednak po kilku latach wróciła, a Mike niespodziewanie trafia na nią na ulicy. Od tego czasu ponownie niebo zachodzi ciemnymi chmurami, bo odwieczni wrogowie ponownie się spotkali. Ciężko mi się wypowiedzieć. Nie potrafiłam w ogóle przebrnąć przez pierwsze strony, głównie dlatego że fabuła była bardzo absurdalna. Spodziewałam się tego jednak nie aż tak. Z czasem chyba zaczęłam się przyzwyczajać do sposobu w jaki jest ona przedstawiona, języka jakim operują bohaterowie i ogólnego klimatu powieści. W połowie już myślałam, że będzie dobrze i w sumie do końca takie zdanie mi się utrzymywało, jednak pojedyncze sytuacje, które w międzyczasie zostały opisane, zadecydowały, że jednak ocena nie będzie wysoka. Zdaje sobie sprawę, że to debiut autorki, dlatego wybaczam tego typu rzeczy. Niemniej jednak uważam, że opowieść jest bardzo w stylu wattpada i tam na pewno przyjmie się lepiej. Tak samo jestem zdania, że przypadnie młodszym czytelnikom. Nie jest to wymagająca lektura, całkiem lekka, a język i styl jest idealny dla młodzieży. Mnie niestety nie porwała, a spodziewałam się czegoś co to zrobi. Autorce życzę mimo wszystko ,aby robiła dalej to co kocha. Widać, że książka to jej mały sukces i bardzo dobrze, bo najważniejsze jest to, że pani Małgorzata czerpie z tego radość! Oby tak dalej.