Czytacie erotyki? Na pewno czytacie, choć nie zawsze i nie wszędzie się do tego przyznajecie. Ja też czasami czytuję. Nie jest to moja ulubiona literatura, ale czasem człowiek lubi sobie pofolgować i poświntuszyć. Okładka Satyriconu zapowiadała taką właśnie rozrywkę. Jak bardzo można się pomylić, bo choć jest tutaj sporo erotyzmu, to w niczym nie przypomina znanych mi do tej pory książek z tego gatunku. Już na początku zdradzę wam tylko, że nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tą książką.
Sam tytuł może dla większości z was okazać się zagadką. Dla mnie nią był, ale od czego ma się głowę na karku. Szybko wyszukałam kilka wyników. Satyricon to po pierwsze książka, która przypisywana jest pisarzowi z I wieku, Gajuszowi Petroniuszowi. To książka awanturnicza i komediowa przedstawiająca życie różnych warstw społecznych. Satyricon to po drugie film z 1969 roku w reżyserii Fererico Felliniego opowiadający o wędrówce dwóch młodzieńców, konfrontujących się z najprzedziwniejszymi aspektami miłości. Nie trzeba być bardzo spostrzegawczym żeby zauważyć pewną zbieżność między nazwą Satyricon a Satyrem, bóstwem płodności wchodzącego w skład orszaku Dionizosa. Satyrowie byli kojarzeni z męskim popędem seksualnym, a przedstawiani byli z wyeksponowanym członkiem w stanie erekcji. Jakby wszystkie te informacje zebrać razem, to prawie, prawie mamy obraz książki Gertrud Hellbrand.
Satyricon nie jest jednak jakimś tam zwyczajnym erotykiem, jakich wiele. To według mnie książka wyjątkowa i wymagająca od czytelnika maksimum skupienia. Nie brak jest w niej seksu, ale mam wrażenie, że nie on jest najważniejszy. Satyricon zabiera nas w świat sztuki, dyskusji filozoficznych, krytyki społecznej i stymulacji mentalnej, która prowadzi nas do niczym nieujarzmionej i dzikiej seksualności, a także do sado- i masochizmu. Znajdujemy się w głowach głównych bohaterów, wśród oparów alkoholu i narkotyków, niczym w szalonym tańcu przeżywamy ich fantazje mieszające się i spajające z rzeczywistością. Jednak momentami można się zgubić i nie nadążać już czy to jeszcze dzieje się faktycznie, czy jest li tylko wyobrażeniem.
Olivia, zwana po prostu „O”* poznaje w czasie studiów rodzeństwo Renée i Rufusa. To oni tworzą Satyricon, a Olivia zostaje zaproszona do kręgu. Nie wie jednak co tam ją czeka. Spotkania to sporo alkoholu i dyskusje do białego rana. Dość szybko przestaje to wystarczać i wtedy wychodzi na jaw prawdziwy powód owych spotkań. W książce towarzyszymy Olivii starszej o piętnaście lat, która nie powinna mieć zbyt wiele wspólnego z tamtą młodą dziewczyną, poszukującą wrażeń. Gdy dostaje zaproszenie na urodziny Renée nie waha się ani chwili. To ona prowadzi nas po meandrach uczuć, odczuć i na nowo odkrywanej i rozpalonej seksualności.
Niektórzy z was do tej pory pamiętają cykl książek o pewnym Greyu. Zapomnijcie o nim. Grey przy Rufusie jest łagodny jak baranek. Rufus to diabeł wcielony, który do końca życia potrafi naznaczyć swoje ofiary. Trudno polubić Rufusa i wątpię by ktoś otwarcie napisał, że podobała mu się ta postać. W ogóle można mieć problem również z innymi bohaterami Satyriconu. Nie polubiłam nikogo. Prawdę mówiąc większość osób mnie drażniła lub irytowała, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym razie w lekturze.
Satyricon to mroczna i całkowicie bezpruderyjna historia z niemoralnymi postaciami. Książka Hellbrand to dekadencka opowieść, niestety nie dla wszystkich. Zdecydowanie zainteresowane powinny być nią tylko osoby dorosłe i bardzo dojrzałe.
Na koniec wypada przytoczyć cytat znajdujący się na skrzydełku książki: Gertrud Hellbrand pisze szalenie elegancko, wie w którym miejscu docisnąć ostrze noża, i ma opanowaną do perfekcji sztukę utrzymywania czytelnika w żelaznym uścisku od pierwszej do ostatniej strony. Dodam, że zgadzam się z każdym słowem.
*Nie sposób nie zauważyć powiązania z powieścią erotyczną z 1954 roku Historia O, francuskiej autorki Anne Desclos, piszącej pod pseudonimem literackim Pauline Réage. Historia O to krzyk kobiety, która chce do kogoś należeć. I w podobny sposób przedstawiona została książkowa Olivia.