Anna Fifield zaczyna swoje wprowadzenie od podróży do Korei, a nie jest to łatwe. Koreańczycy bronią zaciekle bańki mydlanej jaką udało im się stworzyć i nie często pozwalają na wizyty zachodnich reporterów, którzy mogliby odnieść się krytycznie do sytuacji w kraju. Udaje jej się uzyskać wizę, dzięki zaplanowanym rozgrywkom sportowym.
Podoba mi się, że autorka nie skupia się tylko na postaci Dzong Una, a prowadzi nas w przeszłość. Już od samego momentu kiedy Kimowie, dostali się do władzy. Dzięki podróży przez trzy pokolenia tego rodu, możemy obserwować także życie w Korei. Nie boi się pisać o wielkim głodzie, reżimie, widowiskowych, karach śmierci przeciwników polityki partii i tych, którzy musieli swoją ofiarę ponieść, by system nie legł w gruzach. Kiedy Koreańczycy umierają z głodu, oni jedzą kawior.
Wszystko to okraszone jest propagandą. Zmieniane były daty narodzin, miejsce, a nawet wiek Kimów - po to by dopasować ich do obrazu namaszczonego przez bogów. W świat idzie wizja Korei jako krainy mlekiem i miodem płynącej, jednak nie wierzy w to nikt, oprócz samych mieszkańców. Wydawane są książki na chwałę Dzong Unowi, w których można się dowiedzieć, że władał bronią już w wieku sześciu lat, a nikt nie był w stanie z nim wygrać.
Pisarka przeprowadziła naprawdę pracochłonne i rzetelne śledztwo. Latała po całym świecie szukając informacji, spotykając się ze świadkami. Dotarła do rodziny władcy, bliskich współpracowników czy zwykłych mieszkańców, którym udało się uciec i wieść normalne życie poza reżimem. Czytała wywiady, opracowania. Robiła wszystko, czym charakteryzuje się dobre, dziennikarskie śledztwo i reportaż.
Na uwagę zasługuje także wydanie książki w twardej oprawie oraz przypisy. Przypisy w reportażach z SQN to coś fantastycznego; znajdują się na końcu całej książki i są naprawdę wyczerpujące. Podaje są wszystkie źródła, z których korzysta autor: artykuły, dokumenty, książki - a wszystko to podzielone na rozdziały.
Na pochwałę zasługuje praca tłumacza i wprowadzenie, gdzie tłumaczy transkrypcję imion przyjętą w naszym kraju. Grzegorz Gajek robi świetną robotę - krótko mówiąc. Całość czyta się świetnie.