Nadszedł czas na kolejną przygodę Hanki i Igora! Tym razem ta magiczna dwójka spotyka się w górach na obozie podczas ferii zimowych. Nie przyjechali tam jednak, by odpoczywać. Wraz z guślarzami muszą przeszkolić kolejną grupę dzieci dwóch światów, a także muszą zdobyć magiczny klejnot znajdujący się na jednym z tatrzańskich szczytów. Co nie będzie łatwe, bo jest dużo śniegu i nie da się wejść na szlak. Do tego zaginął mistrz Twardowski. A także Popiel i Dragomira znowu dają o sobie znać. No i co tu robi ten lis?!
Ale fajnie czytało się tę książkę. Przyjemnie, w sam raz na oderwanie się od tej ponurej rzeczywistości. Wpływała na to przede wszystkim fabuła. Przygody dzieci dwóch światów wciągały od pierwszej strony i z każdą kolejną przyciągały czytelnika coraz bardziej. Zanim się obejrzałam to już byłam w połowie, trzech czwartych, na ostatnich stronach książki. Ciągłe tajemnice (momentami miałam jednak wrażenie, że było ich nawet ciut za dużo) tylko podsycały ciekawość.
Trochę dziwił mnie czas akcji. Otóż był on osadzony w... zimie. Nie dość, że jest już wiosna, to do tego w tym roku u mnie nie było w ogóle śniegu. Mimo to osadzenie czasu akcji właśnie w tej porze roku pozwoliło na oderwanie się jeszcze bardziej od rzeczywistości i jeszcze bardziej wciągało w książkę. Dodatkowo tworzyło to magiczny klimat, który idealnie pasował. Niby nic, ale kupiło mnie to!
Co do bohaterów to mam mieszane uczucia. W tej części główne postaci trochę mnie irytowały. Miały trochę za dużo tajemnic, sekretów, których nie chcieli ujawnić nawet bliskim gotowym do pomocy. Rozumiem, że chcieli wszystko załatwić sami, ale oni są jeszcze dziećmi. Właśnie – są dziećmi, a wydawali mi się oni dużo bardziej dojrzali, jakby byli o co najmniej kilka lat starsi. Wracając, irytowały mnie te ciągłe tajemnice. Autorkom jednak udało się pokazać, że ciągłe kłamstwa i sekrety nie wróżą niczego dobrego, więc wybaczyłam to. Ale nie do końca, bo i tak to irytowało. Albo po prostu jakaś nerwowa ostatnio jestem.
Co do zakończenie – właśnie takie zakończenia lubię! Zamyka przygody z książki i nie zostawia niedomówień, a jednocześnie rozbudza ciekawość co do kolejnej części. Zachęca do sięgnięcia po kolejną część, ale do tego nie zmusza. I to szanuję.
Czy polecam Wam sięgnięcie po „Śpiących rycerzy”? Jak najbardziej. Tej książce udało się spełnić jej zadanie i oderwać czytelnika od rzeczywistości, więc jak szukacie takiej powieści, to właśnie ją znaleźliście.