Przygodę z twórczością Margaret Atwood zaczęłam od książki „Testamenty”. Wywarła na mnie tak duże wrażenie, że musiałam sięgnąć również po „Opowieść Podręcznej”.
Mimo, że ukazująca wizję tego samego totalitarnego reżimu, w którym kobieta będąc własnością swojego pana nie ma żadnych praw, to napisana jest w zupełnie innej formie. Nie szokuje brutalnością scen, ale totalnym uprzedmiotowieniem kobiet i odarciem ich z godności. Przedstawiona prostym, beznamiętnym wręcz językiem upodlonej przez system kobiety, budzi największe emocje.
A kiedyś przecież Freda (to nie jest jej prawdziwe imię, bo i do tego nie ma prawa) wiodła normalne życie. Pracowała, była żoną i matką. Była wolna.
Pewnego dnia to wszystko zostaje jej odebrane. Wtłoczona siłą do Gileadu, zostaje sprowadzona do naczynia, macicy, komórki jajowej. Nie wolno jej czytać, wychodzić bez pozwolenia, nawet rozmawiać. Jej życie zyska wartość tylko wtedy, gdy urodzi dla systemu zdrowe dziecko. Przetrwać i pozostać przy zdrowych zmysłach pozwalają wspomnienia będące jak odległy sen. Zapachu córeczki, jej twarzy, dotyku męża.
Powtórzę kolejny raz, to opowieść ku przestrodze, nie tylko dla kobiet, jak szybko można stracić prawa, które dziś wydają nam się czymś normalnym i naturalnym. Zachowajmy więc czujność i pamiętajmy, że nasze wybory mają wpływ na naszą teraźniejszość i przyszłość. Byśmy nigdy nie obudzili się w drastycznej rzeczywistości jak ta kreowana przez autorkę.