A przed Wami jedno z (niestety) większych rozczarowań roku.
W tej książce mylący jest już sam tytuł. „Queen. Nieznana historia” ma bardzo mało powiązań z tym legendarnym zespołem. Informacji o legendach rocka jest niewiele, może z 40 stron plus zdjęcia. Więcej prawdy zdradza podtytuł - „Moje życie u boku najlepszego zespołu rockowego XX wieku”. Bo właśnie tym ta książka jest, opisem przeżyć Petera Hince'a, technicznego zespołu. A że opisy są mało interesujące czy zaskakujące, to dodano wielki napis „Queen” i książka już się zaczęła sprzedawać. Jak dla mnie słaba zagrywka.
Jeśli wstęp jeszcze Was nie zniechęcił, to co dostajemy w tej książce? Opis życia u boku gwiazd, czyli sex, drugs & rock'n'roll. I tylko tych dwóch w dużych ilościach. Bardzo nieprzyjemnie mi się o tym czytało. Nie interesowało mnie to, ile autor „zaliczył” panienek podczas tras, ile różnych narkotyków skosztował, a raczej to, jak wyglądał klimat koncertów, jaki był zespół. Urodziłam się w tym tysiącleciu, więc nie miałam okazji zakosztować klimatu koncertów Queen na żywo. Nie mogłam doczekać się tej książki, bo liczyłam, że dzięki niej go zakosztuje. Niestety większość informacji, jakie dostałam, znałam już przedtem, a druga połowa ograniczała się do tego, w jakim mieście zespół dawał koncert. No chyba, że za ważne informacje o zespole uznajecie też chwalenie się technicznego ilością dziewczyn, z którymi się przespał dzięki temu, że pracował z zespołem... Ja podziękuję za takie coś.
Książki nie ratuje też styl pisania. Już na początku jest informacja, że wydarzenia nie są ułożone chronologiczne, no ale błagam, tam panował chaos, a nie brak chronologii. Przez to nie było napięcia z oczekiwaniem na kolejne zdarzenie. Zamiast tego momentami wiało nudą. Nie ratowały książki też żarty autora, które były po prostu nieśmieszne, infantylne albo nawet niesmaczne. Przez to książkę czytałam dość długo, bo zwyczajnie mnie do niej nie ciągnęło i w wolnej chwili wolałam porobić coś innego.
Mnie ta książka mocno rozczarowała. Jedynie zagorzali fani zespołu mogą znaleźć tam coś dla siebie, ale tego nie mogę w 100% obiecać. Ja miałam wrażenie, że autor chciał się za wszelką cenę ogrzać w świetle reflektorów zespołu i poczuć chociaż namiastkę sławy. Dla mnie ta książka to mógłby być pamiętnik nastolatka, któremu udało się trafić do grupki „fajnych” dzieciaków, którzy czasem pozwalają mu się z nimi bawić. Poziom byłby taki sam.