Pewnie widzieliście tę książkę tak często, że pewnie zaczyna Wam wyskakiwać z lodówki. Jeśli liczycie na przeczytanie negatywnej opinii to muszę Was rozczarować – tutaj jej nie znajdziecie.
Victor i Eli poznali się na studiach. To tam zaczęli badania nad tym, jak stać się PonadPrzeciętnym. Kiedy okryli, że w odpowiednich warunkach można uzyskać nadzwyczajne moce, sprawy przybrały bardzo zły obrót... Po dziesięciu latach Victor ucieka z więzienia chcąc dokonać zemsty na Elim. Obaj są uzbrojeni w moce oraz pełni nienawiści do drugiego. Kto okaże się silniejszy w ostatecznym starciu?
Czy nie kojarzy się Wam to z komiksami? Jeśli nie to podpowiadam, że na myśl powinni nasuwać się X-Men. Jest wiele podobieństw. Takie samo było nawet to, że każdy PonadPrzeciętny tak jak mutanci miał niepowtarzalne moce. Ale powiedzmy sobie szczerze – twórcy komiksów mieli już tyle pomysłów, że trudno wpaść na nowy i oczywiste jest, że inne rzeczy będą się z nimi kojarzyć. A w wielu przypadkach podobieństwo nie odstrasza, a (tak jak w moim przypadku) wręcz zachęca do sięgnięcia po nie.
Bardzo podobał mi się sposób prowadzenia narracji. W każdej części przedstawione są dwie osie czasowe. Dzięki temu w przypadku zaczynającej zwalniać akcji autorka zgrabnie przenosiła czytelnika w inne czasy. Dzięki temu napięcie nie opada, a czytanie książki jest czystą przyjemnością. Choć powinnam użyć innego słowa, bo książka bywa bardzo brutalna. Krew na co niektórych stronach leje się strumieniami, więc co wrażliwsi nie powinni brać się za czytanie „Vicious”.
Jeszcze raz wspomnę o podobieństwach do komiksów Marvela. Podjęta w książce próba znalezienia odpowiedni na to, czy osoba obdarzona mocami powinna żyć tak jak inni ludzie, czy mają takie samo prawo do życia przypomniało mi jeden z lepszych przeze mnie przeczytanych komiksów, czyli „God loves, man kills” Chrisa Claremonta. W obu przypadkach bardzo podobało mi się podejście do tematu. Pokazywane są oba punkty widzenia, jednak w przypadku „Vicious” autorka pozawala czytelnikowi na samodzielne podjęcie decyzji, który punkt widzenia uważa za słuszny.
Autorka nie narzuca swojego punkty widzenia w tym, kogo uważa się za tego złego, a kogo za tego dobrego. Każdy ma sam wybrać, komu będzie kibicować. A wybór nie jest łatwy, bo żaden bohater nie jest wybielany, każdy ma negatywne i pozytywne cechy. W moim przypadku całkowicie nie zgadzałam się z podejściem Eliego, nie oznacza to jednak, że byłam całym sercem za Victorem. Potrafiłam zrozumieć go tylko w pewnym stopniu. Właśnie takie ukazanie postaci pokazuje cienką granicę między uznanym za bohatera bądź złoczyńcę.
Nie jest to jedyny wątek moralny poruszany w powieści. Autorka zadaje też inne pytania zmuszające do odłożenia książki i zastanowienia się przez chwilę. Czy człowiek powinien bawić się w boga? Czy nigdy nie powinien odpuszczać, do upadłego dążyć do celu? Czy ma prawo decydować o życiu innych w przypadku, gdy tamten może stwarzać zagrożenie?
Jednak najbardziej w książce podobało mi się zakończenie. Jak ja lubię takie końcówki! Nie idealne, nie szczęśliwe, ale dające nie małą satysfakcje. Zgrabnie zamyka ono powieść, a jednocześnie zostawia otwartą furtkę dla kontynuacji. Nie robi tego jednak tak, by czytelnika zmusić do zakupu kolejnej części, a jedynie zachęcić.
Bardzo Was zachęcam po sięgnięcia po „Vicious”, naprawdę warto. Mam nadzieję, że ten świat porwie Was tak samo jak mnie. A ja w tym czasie będę czekać na kolejną część.
Książkę oceniłam także na portalu Czytam Pierwszy.