Jak ja lubię sięgać po książkę i od razu wiedzieć, że będzie to dobra lektura! Ostatnio miałam tak z „Królestwem Mostu” autorstwa Danielle L. Jensen. Oj, co to była za przygoda!
Lara przybyła do Królestwa Mostu z dwoma celami – by na mocy traktatu pokojowego poślubić jego króla Arena, a także po to, by to królestwo zniszczyć. Do tej drugiej rzeczy była trenowana przez ostatnie 15 lat. Jeśli jej misja się powiedzie to w jej ojczyźnie wreszcie zapanuje dobrobyt, który jest niemożliwy jest przez kraj Arena. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się zastanawia, gdzie leży źródło zła. W końcu będzie musiała stanąć przed decyzją, po której stronie konfliktu stanąć – swojej ojczyzny czy swojego nowego królestwa.
Powtarzam – co to była za przygoda! Po tej książce na pewno mogę o sobie powiedzieć, że jestem wielką fanką autorki. Uwielbiam w jej książkach wszystko – i styl pisania, i pierwszorzędny sposób konstruowania intrygi, i mistrzowska kreacje bohaterów. Ale od początku.
Styl pisania mnie nie zawiódł. Było niesamowicie zabawnie (raz prawie roześmiałam się na głos w autobusie). Po prostu uwielbiam humor autorki! Bardzo podobało mi się też to, że niektóre zdania były zaczęte od nowego akapitu. Niby nic, ale jakoś to do mnie przemówiło.
Czytanie wywoływało wieeele różnych emocji. Powieść strasznie mnie wciągnęła. Na tyle, że zastanawiałam się na czekanie na kolejny autobus po tym, jak zobaczyłam brak włączonych świateł w pierwszym busie. Początkowo jednak czytanie szlo mi dość wolno (jednak bycie w klasie maturalnej utrudnia pochłanianie książek w ilościach hurtowych!), ale wraz z początkiem ferii moje tempo skoczyło o kilka oczek w górę. Na tyle, że skończyłam czytać „Królestwo Mostu” już w drugi dzień wolnego. Zapowiada się rekord tego roku!
Bohaterowie też byli niczego sobie. Aren został tak świetnie wykreowany, że w ogóle się nie dziwię, że zawładnął sercem Lary (ups, spoiler, ale łatwy do przewidzenia, więc cicho). Momentami irytowało mnie zachowanie Lary. Do teraz jedynie nie mogę pogodzić się z jedną jej decyzją. Jeju, ale to było głupie. No ale taki urok bohaterek tego typu książek. Zawsze muszą mnie zirytować
Mam co do tej książki tylko jedno mocniejsze „ale” - zakończenie. Wydawało mi się ona o wiele za szybkie. Miałam wrażenie, że autorka nie miała na nie pomysłu i pisała je na szybko. Brakowało mi chociaż minimalnego opisu bitwy. Zazwyczaj nie lubię, kiedy autorzy się niepotrzebnie rozpisują, no ale tutaj to ewidentnie brakowało kilku stron tekstu. Jestem w stanie to jednak wybaczyć, bo za jakiś czas wychodzi kolejna część, więc nie trzeba długo czekać na dalsze przygody.
Poza tym nie mam większej uwag, a nawet ta powyższa nie zmienia znacznie mojego zdania o powieści. Jestem nią oczarowana. Mam nadzieję, że Wy też będziecie.
Książkę oceniłam także na portalu Czytam Pierwszy.