„Podróż Cilki” jest kontynuacją popularnego „Tatuażysty z Auschwitz” i podobnie jak on zbiera skrajne opinie. W tej powieści główną bohaterką jest Cilka, którą Lale Sokołow poznał w obozie. Według niego była ona najdzielniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznał. To jego wspomnienia o niej, natchnęły Heather Morris do napisania historii o tej dziewczynie. Ta książka nie jest oparta na faktach, a jedynie fikcja oparta na relacji Lalego, wspomnieniach innych osób, którzy ją znali oraz własnych badań autorki. To wszystko trzeba mieć na uwadze czytając tę książkę.
Powieść rozpoczyna się w momencie wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau przez Armię Radziecką. Na ten moment czekała nie tylko Cilka, ale i tysiące innych więźniów tego obozu koncentracyjnego. Jednak to, co dla niektórych było końcem koszmaru, dla innych było początkiem czegoś równie okropnego. Tak było w przypadku Cilki, która po opuszczeniu obozu trafiła do więzienia i została posądzona o kolaborację i sypianie z wrogiem. Wyrok 15 lat w obozie pracy na Syberii jest kolejnym ciosem zadanym od losu. Jednak Cilka nie poddaje się i próbuje jakoś się odnaleźć w nowej, ale jakże podobnej, rzeczywistości. Od teraz mierzy się z trudnymi warunkami życia w niesprzyjającym klimacie, wyczerpującą pracą, ale też z wyrzutami sumienia i poczuciem winy. To ostatnie ma zasadniczy wpływ na jej osobę, bo Cilka cierpi z powodu tego, co robiła w Auschwitz-Birkenau, choć tak naprawdę po prostu walczyła tam o przetrwanie. Dziewczyna postanawia odkupić swoje winy i pomaga innym, jak tylko może. W łagrze pomoc nie jest czymś łatwym, ale Cilka ma dużo szczęścia i znajduje pracę, w której może to robić. Często wpada w tarapaty, podobnie jak miał w zwyczaju tatuażysta z Auschwitz, ale zawsze wychodzi z nich ochronną ręką.
Ze szczęściem Cilki mam mały problem, bo aż nie chce mi się wierzyć, że jedna osoba mogłaby mieć aż tyle farta. To samo czułam czytając „Tatuażystę z Auschwitz”. Dużo osób zarzuca obu powieściom słabe rozeznanie w temacie i zbyt dużą lekkość i frywolność. Coś w tym jest, jednak dla mnie obie powieści okazały się dość ciekawe. Co prawda brakowało mi w nich większego rozwinięcia i dopracowania fabuły, ale ich autorka chyba taki ma właśnie styl pisania, który mi nie do końca się podoba. Trzeba też pamiętać, że „Tatuażysta z Auschwitz” był napisany jako scenariusz do filmu, a dopiero później stał się powieścią.
Ogólnie książka okazała się być ciekawą powieścią z kilkoma wadami. Na pewno styl pisania autorki nie jest najmocniejszą stroną. Narracja w trzeciej osobie nie jest też moją ulubioną, jednak po kilkudziesięciu stronach przyzwyczaiłam się do niej. Biorąc pod uwagę zamysł autorki i chęć przybliżenia czytelnikom osoby Cilki, która w bardzo młodym wieku doświadczyła niewyobrażalnych i okrutnych przeżyć, książka jest w porządku. Ta historia ma pokazać, że pomimo zaznania wielu cierpień i niesprawiedliwości losu, można być osobą odważną i mieć nadzieję na lepsze jutro.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.