Pierwsze słowo jakie mi się nasuwa na temat powieści "Amerykańscy Bogowie" to niesamowite.
Tu nic nie jest zwyczajne, więcej nic nie jest normalne.
Powieść jest bardzo dobrze napisana przez co ma świetny klimat.
Bardzo mnie wciągała i zostawiła w umyśle niezapomniane obrazy.
W "Amerykańskich Bogach" dużo się dzieje, a sceny raczej szybko następują po sobie.
Do tego jest to ambitna książka, mówiąca dużo o wierzeniach pierwotnych i Amerykanach
Bohaterami są w dużej części spersonalizowani Bogowie. Opisy tych postaci są świetne.
Młody Amerykanin zwany Cieniem ma wyjść z więzienia. Na parę dni przed wyjściem dręczą go złe przeczucia. Naczelnik więzienia mówi mu że jego żona zginęła w wypadku. Cień jest zrozpaczony bardzo kochał swoją żonę. Gdy w drodze do domu wsiada do samolotu spotyka pana Wednesdaya (mitologicznego boga), zostaje wmieszany w walkę starych bogów z nowymi.
Szczerze polecam. Książka ma wiele bo ponad sześćset stron, ale warto poświęcić jej trochę czasu.
Tytuł oryginału: American Gods
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Rok pierwszego wydania: 2001
Rok pierwszego wydania polskiego: 2002
stron: 608
Po trzech latach spędzonych w więzieniu Cień ma wyjść na wolność. Ale w miarę jak do końca odsiadki pozostają tygodnie, godziny, minuty, sekundy, czuje narastający niepokój. Na dwa dni przed zakończeniem wyroku, jego żona, Laura, ginie wypadku samochodowy...