Lara Jean ukrywa napisane przez siebie listy miłosne do pudełka na kapelusze. Napisała ich pięć, każdy do jednego chłopca, w którym kiedyś się kochała. Nie zamierzała nigdy ich wysyłać. Jednak pewnego dnia ktoś decyduje się to zrobić. Każdy z chłopców dostaje swój list, a życie miłosne Lary Jean wymyka się spod kontroli. Szczerze powiedziawszy to nie sięgnęłabym po „Do wszystkich chłopców, których kochałam”, gdyby nie film o tym samym tytule. Książka kompletnie nie wpasowuje się w moje klimaty (ja i wątki romantyczne na pierwszym planie?!), ale adaptacja filmowa jakimś cudem mi się spodobała. Stwierdziłam więc, że warto zaryzykować. Podobnie jak film, książka jest lekka i urocza. Czytało mi się tak przyjemnie i szybko, że pochłonięcie całości zajęło mi dwa dni. Nawet nie zauważałam, kiedy upływały kolejne godziny. Powieść wciągnęła mnie mimo tego, że dość dużo rzeczy znałam już z filmu. Było też parę różnic, w większości w końcówce, ale nie przeszkadzały mi one. Ba, nawet sprawiały, że czytanie stawało się jeszcze większą przyjemnością. A co czyniło, że czytało się gorzej? Bohaterowie. Żeby nie było – w większości byli oni ciekawi, dobrze (jak na książkę młodzieżową) wykreowani. Jednak nie podobało mi się kilka podjętych przez bohaterów decyzji. Bywały one nielogiczne, nie potrafiłam ich zrozumieć. Na plus natomiast można uznać relacje między bohaterami, szczególnie ta między Larą Jean a jej siostrami, starszą Margot i młodszą Kitty. Bardzo fajnie poprowadzony był też wątek miłosny. Jest on niestandardowy i oryginalny. „Do wszystkich chłopców, których kochałam” nie jest może arcydziełem książek dla nastolatek, ale nie sprawia to, że się niedobrze z nią bawiłam. Polecam Wam ją, jeśli także chcecie się na trochę oderwać. Książkę oceniłam także na portalu Czytam Pierwszy.