Jakbym miała zrecenzować tę książkę jednym słowem, miałabym z tym problem. Trudno byłoby mi wybrać między słowem „słaba” a „niepotrzebna”.
O ile pierwsza część nawet mi się podobała, to „Znajdź mnie” nie kupiło mnie w najmniejszym stopniu. Już sama jej forma nie przypadła mi do gustu. Książka podzielona jest na trzy części. W każdej z nich poznajemy dalsze losy różnych postaci z „Tamtych dni, tamtych nocy”. W pierwszej dowiadujemy się, co słychać u ojca Elio, w drugiej zaglądamy do samego Elia, a w trzeciej prym wiedzie Oliver. Ci, co liczyli na ciągłą powieść, będą zawiedzeni tak samo jak ci, co liczyli na szybkie spotkanie Olivera i Elia. Rozczarowani będą też ci, co liczyli na dużo emocji, bo książka jest z nich wyprana. Wszystko wydaje się sztuczne, wymuszone, po prostu zbędne. Wśród tych rzeczy nie ma miejsca na najmniejsze emocje.
No dobrze, jest miejsce na jedną – poczucie niesmaku i zażenowania. Tylko to czułam podczas czytania tej książki. Najwięcej w części o ojcu Elia, zwłaszcza w fragmencie o latarni morskiej. Było to z lekka dziwne, żenujące i obrzydliwe. Jakoś trudno było mi to sobie wyobrazić (całe szczęście! Pierwszy raz byłam wdzięczna za to, że nie mam aż tak bujnej wyobraźni...).
Nie podobało mi się też to, co autor chciał wyrazić tą książką. Widać, że autor wierzy w to, że miłość nie pyta o wiek. Nie mam nic przeciwko temu, prawo do miłości ma każdy w każdym wieku. Tylko że to, co autor pokazywał w tej książce to nie miłość. Bo czy miłość to jednotygodniowa znajomość? No błagam. Człowieka trzeba chyba jednak trochę poznać w różnych sytuacjach, a nie tylko w ciągu jednego dnia czy tygodnia.
Ogólnie książki nie polecam nikomu. Sama męczyłam się z nią chyba miesiąc i pewnie męczyłabym się z nią dalej gdyby nie to, że otrzymałam ją od recenzji i chciałam się z tego szybko wywiązać. „Znajdź mnie” jest powieścią pisaną na siłę, która tylko niszczy wrażenie po pięknym zakończeniu „Tamtych dni, tamtych nocy”.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.