Nazwij mnie swoim imieniem

Recenzja książki Tamte dni, tamte noce
Z książkami poruszającymi tematykę homoseksualizmu zazwyczaj mam tak, że albo je kocham, albo nienawidzę. „Tamte dni, tamte noce” są pierwszą tego typu powieścią, co do której mam mieszane uczucia. Ale od początku.
Siedemnastoletni Elio jak zawsze spędza z rodzicami wakacje we Włoszech. Jak zawsze do ich domu przyjeżdża do jego ojca profesora jeden z jego doktorantów, aby ten mógł dokończyć swoją pracę. Tym razem padło na Olivera, a ten wybór sprawił, że ani dla niego, ani dla Elia te wakacje nie będą już takie jak zawsze.
Pierwsze słowo, które przychodzi na myśl, gdy myślę o tej książce? Dziwna. Czemu taka jest? Przede wszystkim przez to, że momentami bywała obrzydliwa. Na tyle mocno, że w pewnym momencie musiałam odłożyć ją na bok, pójść do pokoju siostry, zrobić zdegustowaną minę i powiedzieć głośne „FUJ”. Później już było lepiej, ale o tym później (później, hehe). Ale to nie jedyny powód, dla którego powieść jest dziwna. Nie grał mi w książce także styl pisania. Nie był on typowy. Przykład? Niektóre rozmowy nie były zapisywane od myślników, a następujących po sobie w jednym akapicie zdaniach. Przez to czasem musiałam się bardziej skupić, by się nie zgubić. Tak samo było z opowieściami, które były wplecione w fabułę w taki sposób, że tam nawet mimo skupienia zgubiłam się i musiałam powtarzać czytanie fragmentu od początku.
W stylu pisania nie grała mi jeszcze jedna rzecz – mieszanie języka „normalnego” z tym baaardzo potocznym. Trochę mnie to drażniło, szczególnie w ładnych opisach, po który wyskakuje nagle taki „k***s” czy Bóg wie co. W tym przypadku nie wiem, czy to celowy zabieg autora, czy to sprawka tłumaczenia. Co do tłumaczenia – moim zdaniem bardziej do książki pasuje oryginalny tytuł. „Tamte dni, tamte noce” nie oddaje sedna powieści tak bardzo jak oryginał.
Przejdźmy już do plusów powieści. Są nimi na pewno piękne opisy. Zazwyczaj nie jestem ich fanką, ale w tym przypadku dałam się oczarować. Pięknie został ukazany klimat Włoch i gorących, letnich dni (aż zachciało mi się znowu lata!).
Inny plus? Świetnie zostało ukazane zauroczenie Elia Oliverem, jego obsesje, jego fascynację. Byłam pod wrażeniem tego i z tego powodu bardziej zrozumieć obrzydliwe momenty. Jednak bez nich chyba nie dałoby się zrozumieć zauroczenia, które przeżywał Elio. Łatwiej było mi też zrozumieć mieszanie stylów pisania, bo na swój sposób pokazywało to młody wiek bohatera (już jestem w tym wieku, że bohaterowie książek młodzieżowych są ode mnie młodsi, zaczęłam czuć się staro). Nie był jeszcze całkowicie dojrzały, miał jednak to swoje siedemnaście lat. Osoby w tym wieku jednak nie mówią niesamowicie elokwentnym językiem, nie?
I po raz kolejny trafiłam na książkę, w której podobało mi się zakończenie. Jeju, jakie ono było cudowne! Jestem nim oczarowana tak samo jak opisami. A ostatnie zdanie – majstersztyk! Po prostu uwielbiam zakończenia takie jak te.
A teraz najtrudniejsza dla mnie część – czy polecam? Raczej tak. „Tamte dni, tamte noce” świetnie pokazują siłę zauroczenia i to, do czego może ono doprowadzić.

Książkę oceniłam także na portalu Czytam Pierwszy.
Dodał:
Dodano: 11 X 2019 (ponad 5 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 168
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 23 lat
Z nami od: 26 VI 2019

Recenzowana książka

Tamte dni, tamte noce



„Tamte dni, tamte noce“ to historia nagłego i intensywnego romansu między dorastającym chłopcem a gościem jego rodziców w letnim domu we Włoszech. Obaj są zaskoczeni wzajemnym zauroczeniem i początkowo każdy z nich udaje obojętność. Ale w miarę jak mijają kolejne niespokojne letnie tygodnie, ujawniają się ukryte emocje: obsesja i strach, fascynacja i pożądanie, a ich namiętność przybiera na sile....

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 1)