Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie miałam styczności z twórczością Jakuba Ćwieka. Oczywiście wiele o nim słyszałam, ba, kilkukrotnie byłam już bliska zakupu którejś z jego książek, jednak zawsze „coś” wypadało i ostatecznie okazja do przeczytania przepadała. Jako wzrokowiec zwróciłam uwagę na „Szwindel” głównie przez wzgląd na okładkę (która jest rewelacyjna), ale zaintrygował mnie też opis. Poza tym zawsze poznawanie pisarzy z rodzimego podwórka sprawia mi ogromną przyjemność, więc pomyślałam, że dlaczego by nie zacząć mojej przygody z Ćwiekiem właśnie od tej powieści.
Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to zdecydowanie język – nieprawdopodobnie plastyczny, naturalny, niepozbawiony humoru. Od samego początku poczułam, że przez „Szwindel” przejdę gładko, m.in. dzięki bardzo sprawnie zbudowanym dialogom i równie dobrym opisom. Ponadto zauroczyła mnie mnogość nawiązań, a całkiem kupiona byłam już w chwili, kiedy pojawiło się odniesienie do „Harry’ego Pottera”.
Dalej spodziewałam się bomby, prawdziwego uderzenia, zagęszczenia fabuły… Niestety nic takiego do mnie nie przyszło. Owszem, rozwiązanie głównego wątku jest dość zaskakujące i przyznaję, że nie rozważałam takiej możliwości, jednak po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że było to pójście po linii najmniejszego oporu. Takie zwroty akcji są już mocno oklepane i skojarzyło mi się z typowym, widowiskowym kinem, który ma za zadanie wprowadzić jak najwięcej zawirowań i przewrotności, niekoniecznie patrząc na to, czy będzie to banalne, czy nie.
Mimo że Ćwiek podejmuje trudny temat i w gruncie rzeczy mocno zwraca uwagę na to, jak bardzo bywamy naiwni, przez co łatwo możemy paść ofiarą oszustów, to jednak szczegóły fabuły zaczynają umykać z chwilą, gdy docieramy do ostatniej strony. Nie nudziłam się ani trochę, czytało się rewelacyjnie i przy okazji było to dla mnie przełamanie schematu dotychczas czytanych powieści, jednak sądzę, że autora stać na więcej niż ten kryminalny (albo raczej: sensacyjny) przeciętniak.
To, co robi zdecydowanie duże wrażenie, to research, jakiego musiał dokonać pisarz. Ćwiek zdecydowanie nie pisał tej książki po łebkach. Widać tu kawał dobrej roboty, która musiała wymagać nie tylko wielu godzin pracy, ale także i wysiłku. Zbieranie materiału do powieści przedstawiającej taką tematykę prawdopodobnie trwało miesiącami, bo nie sądzę, by zgromadzenie tych wszystkich informacji było czymś, co da się zrobić w dwa tygodnie.
„Szwindel” Jakuba Ćwieka jak widać mnie nie zachwycił, mimo to sprawił, że z chęcią poznam jakieś inne utwory z dorobku autora. Ten co prawda w życiu nie nazwałabym kiepskim, jednak wiele mu brakuje do miana klimatycznego, charyzmatycznego kryminału, który pozostałby w mojej pamięci na dłużej.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi CzytamPierwszy.pl