Przyznaję, że to jedna z lepszych książek w której tak obrazowo pokazana jest psychika bohaterów. Przyznaję również, że nieco mnie zmęczyła, bo nadmiar ohydztwa, mroku i jakiejś gęstości emocji i napięcia, sprawiły, że musiałam co trochę ją odkładać. Niemniej jednak doczytałam do końca i jestem bardzo zadowolona. Tak mi się wydaje, że ten wszechobecny upał (jaki był tłem powieści) może faktycznie powodować dziwne reakcje u ludzi. Męczy, wywołuje psychozę, sprawia że dusimy się w swojej własnej skorupie, skórze, stąd czasem ma prawo nam odbić. Sama nie znoszę upałów, mam wtedy ochotę coś rozpieprzyć, mam generalnie wkurwa i chodzę jak Michael Douglas w filmie ‘Upadek’.. Coś się dzieje wtedy z głowami ludzi, być może ci bardziej podatni na takie wpływy, nagle wariują i wskakują z pistoletem do banku… Kto wie?… Biorą na zakładnika pierwszą z brzegu osobę, bo tak ‘wypada’ a potem okazuje się, że sami stają się ofiarą.
A jak zachowują się ludzie, którzy słyszą głosy? Czy de facto oni ponoszą winę za czyn popełniony za podszeptem Głosu? Jak byś się czuł siedząc w jednym pokoju z takim wariatem? Wiedząc, że jest zdolny do wszystkiego, bo słyszy jakieś pieprzone głosy, które każą mu robić różne wstrętne rzeczy. Sama pewnie też miałabym ciarki na spoconych plecach gdyby stanął przede mną taki Errki Jorhma.
“Był jak zły omen, który zostawiał za sobą lęk i przerażenie. (…) Ponury, odpychający i zaniedbany. Zamiast oczu miał dwie wąskie szparki, dlatego czasem zastanawiano się, czy przypadkiem nie kryje się za nimi tylko bezdenna otchłań, przez którą można zajrzeć w sam środek jego pokręconego umysłu”.
I jeszcze gdyby mi powiedział że przecież “Pewne rzeczy dzieją się same z siebie”. Czy aby na pewno? a może faktycznie to prawda?
Myślę, że co by nie gadać o Karin Fossum – jest ona jedną z moich ulubionych pisarek.