Zdarza Wam się sięgnąć po książkę, której opis strasznie odbiega od tego, jaka jest ona naprawdę? „Nieodgadniony” jest świetnym tego przykładem!
Akademia Ellinghama to elitarna szkoła prywatna, w której jest pełno łamigłówek, zagadek, wijących się ścieżek, ukrytych korytarzy i tajemnych przejść, stworzonych przez założyciela Alberta Ellinghama. W 1936 roku, krótko po otwarciu szkoły, w tajemniczych okolicznościach znikają żona i córka Alberta. Jedynym tropem jest list stworzony przez tajemniczego Nieodgadnionego. Sprawa nie zostaje rozwiązana i staje się jedną z największych nierozwikłanych zbrodni USA. Wiele lat później do szkoły trafia Stevie, której celem jest rozwiązanie zagadki sprzed lat. Nie wie jednak, że Nieodgadniony, a wraz z nim śmierć, także powróci do Akademii.
No dobra, to co w tym opisie jest mylnego? Przede wszystkim to, że Nieodgadniony ma takie średnie szanse wrócić, bo musi mieć coś w okolicy 100 lat. Osoby w takim wieku raczej nie wracają do szkół. Więc jak już to wraca potomek albo następca, ale mniejsza. Druga sprawa to sprawa. Co z nią? Ano zapomniano w opisie wspomnieć, że była ona rozwiązana. Podejrzanego schwytano. Ale czy na pewno to on odpowiada za porwanie? Mimo wszystko można było o tym wspomnieć, a nie przeżywać zaskoczenie w czasie czytania. Jest jeszcze jedna rzecz, ale już mniej istotna. W opisie obiecują nam tajemne przejścia i ukryte korytarze. I racja – są. Jednak w tak małej ilości, że można było już o nich nie wspominać.
Opis opisem, a jak z treścią? Tutaj jest już lepiej. Książka początkowo się ciągnęła, ale wiadomo – pierwsze części trylogii tak mają, nie mogą zdradzać wszystkiego od razu (ale trochę więcej by mogły). Jednak im dalej, tym bardziej wciągająco. Nawet nie wiecie jak się wkręciłam pod koniec! Ostatnie 50 stron czytałam na wyścigi z autobusem – czy ja pierwsza skończę czytać czy on dojedzie do szkoły (PS – wygrałam). A wszystko to zasługa lekkiego, a momentami nawet śmiesznego stylu pisania, a także dość skrupulatnie (oczywiście jak na książki młodzieżowe) poprowadzonej intrygi.
Mieszane uczucia mam co do bohaterów. Są oni ciekawi, oryginalni, każdy ma w sobie „to coś”. Ale jednocześnie są niesamowicie irytujący. Tyczy się to przede wszystkim Stevie. Jej zachowanie było po prostu głupie. Jednak autorka ładnie z tego wybrnęła i dała od razu mały wątek wychowawczy, więc byłam to w stanie wybaczyć. Ale za nic nie potrafię zrozumieć zachowania Davida. Na ostatnich stronach odwalił taką akcję, że ledwo powstrzymałam się od powiedzenia na cały autobus „SERIO?”. W skrócie i bez spoilerów – obrażał się na Stevie o to, jak go potraktowała, a sam nie zachowywał się wobec niej lepiej. No błagam.
Jak już przy ostatnich stronach jesteśmy... Miałam już nie narzekać, ale na zakończenie o tym muszę wspomnieć. Strasznie nie podobało mi się końcówka. Jak to w pierwszych częściach trylogii i tym podobnym, nie wszystkie informacje są podane od razu. No ale ujawnianie czegokolwiek na temat głównej intrygi dzieje się dosłownie na ostatnich stronach. Do tego ten tani chwyt na temat Davida. Serio? To ma mnie „zachęcić” do kupienia kolejnej części? Niestety nie dałam się nabrać.
Nie ciągnie mnie jakoś do kolejnych części „Nieodgadnionego”. Mam już w głowie jakiś zarys tego, jak potoczy się dalsza fabuła i chyba to mi wystarczy. Nie mogę Wam polecić tej książki, ale też stanowczo nie odradzam – może znajdziecie w niej coś dla siebie.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.