Przykładem jest Kilian Jornet – kataloński biegacz górski, ultramaratończyk, skialpinista, kolarz górski, duathlonista (bieg/rower/bieg) i crossduathlonista (bieg przełajowy/kolarstwo crossowe). Pobija wszelakie rekordy tras. I pewnego dnia postanowił stworzyć projekt „Summits of my life” („Szczyty mojego życia”), który był lekiem mężczyzny na gorsze samopoczucie. A było ono spowodowane... zbyt wieloma sportowymi sukcesami z 2011 roku! Nieźle, co?
Projekt projektem, ale czym jest książka? „Szczyty mojego życia” autorstwa Kiliana Jorneta to bogato ilustrowana historia o przeżyciach największej przygody Katalończyka. Zaczyna się od wprowadzenia, w którym zostaje opisana historia Kiliana oraz momentu, w którym pomyślał: „hej, przesunąłem już mnóstwo granic, więc może pobije wszelakie rekordy wejść i zejść na najwyższe szczyty świata?”. I zrobił to.
Planem było zdobycie takich szczytów jak: Mont Blanc, Matterhorn, Elbrus, Denali, Aconcagua oraz Everest. Kilian spisał zasady, którymi kierował się podczas wszystkich punktów. W góry szedł tylko ze sprawdzonymi ludźmi, bez tragarzy i z jak najmniejszą ilością sprzętu. Każdy szczyt, który planował zdobyć Kilian, został szczegółowo opisany pod względem historycznych wejść. Znajduje się również informacja, w jakim ubraniu oraz z jakim ekwipunkiem został zdobywany przez Kiliana. Zaznaczano również warunki atmosferyczne oraz dystans i sumę podejść. I co najważniejsze – rekordy wejść, które chciał pobić. Czy ktoś będzie zdziwiony, jeśli napiszę, że zawsze mu się udawało?
Szczegółowe opisy wypraw sprawiły, że czułam się, jakbym czytała dzienniki z wypraw, którymi „Szczyty mojego życia” niejako są. Niejako, bo bardziej pasuje tutaj określenie przepięknie wydany album. Zdjęcia zapierają dech w piersiach i często przyglądałam im się w największym skupieniu.
Książka jest jak autor – naturalna i prawdziwa. Wcześniej nie miałam zbyt dobrego zdania na temat tego sportowca, ale po przeczytaniu jej zobaczyłam, jakim jest ciepłym i serdecznym człowiekiem. Opisuje w niej swoje radości, chwile triumfu, ale również smutki i problemy, które stanęły mu na drodze.
Poleciłam tę książkę sportowym świrom, nawet tym, którzy nie poświęcają zbyt dużo czasu na czytanie – tekstu jest tu naprawdę niewiele, a album liczy 200 stron. Książka pokazuje nam, że niemożliwe nie istnieje i każdy z nas może przekraczać swoje granice. Kilian Jornet może być osobą, która zmotywuje nas do znalezienie i zrealizowania „projektu swojego życia”.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.