Teriana jest drugim oficerem na statku Quincense oraz spadkobierczynią jednej z Triumwiratu Maarinów. Kiedy jej najlepsza przyjaciółka zostaje zmuszona do niechcianego małżeństwa, Teriana łamie przykazane jej ludu i mówi o istnieniu Mrocznych Wybrzeży. Marek jest dowódcą niesławnego Trzydziestego Siódmego Legionu, który pomógł Imperium podbić cały Wschód. Nikt nie zna jednak jego tajemnicy i zrobi wszystko, by nie wyszła ona na jaw. Kiedy jeden z senatorów Imperium dowiaduje się o istnieniu Mrocznych Wybrzeży, Teriana i Marek zawierają niespodziewany sojusz, by chronić swoje rodziny. Jak daleko będą skłonni się posunąć?
„Mroczne Wybrzeża” wciągnęły mnie dosłownie od pierwszej strony i zostało tak już do ostatniej. Praktycznie nie mogłam się oderwać od czytania. Nie chciałam przerywać czytania nawet na moment, nawet zastanawiałam się, czy nie odpuścić sobie prasowania na rzecz powieści (niestety prasowanie wygrało).
Co sprawiało, że książka tak pochłania? Przyjemny w odbiorze język. Połączenie morskich przygód i starożytnego Rzymu. Misternie stworzony świat, który zapiera dech w piersiach. Intrygi, szantaże, zdrady. Można wymieniać w nieskończoność.
Jednak najbardziej w powieści podobali mi się bohaterowie. Ich charaktery nie były czarno-białe, znaczyły je „same odcienie szarości” (wow, arcytwory użyły cytatu!). Nikt nie jest całkowicie dobry ani całkowicie zły. Przez to są oni bardziej ludzcy, popełniają oni błędy, żałują swoich decyzji. Właśnie takie wykreowanie postaci lubię najbardziej.
Jeśli w opisie występują dwie postacie, to często świadczy to o przyszłym wątku miłosnym. Nie było inaczej i tym razem. Zazwyczaj jestem przeciwniczką tych wątków, ale tym razem nie miałam nic przeciwko. Nie miałam ochoty zarzucić czytania czy wyrzucić książki do morza (może dopłynęłaby do Mrocznych Wybrzeży, wiem, nie śmieszne), czyli ta relacja została dobrze poprowadzona. Oczywiście nie obyło się bez dramy między bohaterami, ale dodała ona tylko pikanterii.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś książce nie zarzuciła. Tym razem padło na ilość śmierci. Było ich dużo, ale liczyłam na trochę więcej przelanej krwi wśród drugoplanowych bohaterów. Ale z drugiej strony autorka nie domknęła wątku dwóch rannych postaci, więc kto wie? Wszystko może się zmienić w kolejnej części.
Jak już o kolejnej części mówimy – jestem ciekawa, jak zostanie poprowadzona dalsza fabuła. Autorka mniej więcej zarysowała, w jakim kierunku planuje iść, ale pozostało wciąż wiele niewiadomych. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
Chyba nie muszę mówić, że polecam? Ja jestem oczarowana światem wykreowanym przez Danielle L. Jensen i mam nadzieję, że Wy też będziecie!
Książki nie odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy, ale i tak polecam stronę tak samo mocno jak książkę.