Rafał Fronia i jego „Rozmowa z górą” była dla mnie kolejną szansą poznania wysokogórskich wypraw „od kuchni”. Góry i literatura górska wzbudzają we mnie emocje, których nie wywołują inne książki. Czytanie tej historii było dla mnie kolejnym, cennym doświadczeniem.
„Rozmowa z górą” jest zapisem historii wyprawy na ósmy pod względem wielkości szczyt, czyli Manaslu. Autor opisuj przygotowania, trekking, aklimatyzację, próby zdobycia szczytu oraz powrót. Książka jest pełna emocji, anegdotek i historyjek oraz głębszych przemyśleń, które skłaniają czytelnika do refleksji, Autor odpowiada w książce na wiele pytań kłębiących się w głowie człowieka z nizin. Jest to też niejako nepalski przewodnik – rozdział o treningu i aklimatyzacji opisuje tamtejszy świat i barwną kulturę. A czytając to trzymając w ręku zdjęcia, jakie dostałam w górskim boxie (o tym kilka postów niżej!) i patrząc na flagi modlitewne wręcz czułam ducha tamtego miejsca. Ogromnym plusem książki są przepiękne, malownicze fotografie. Naprawdę, podczas ich oglądania niejednokrotnie zapierało mi dech.
Ta historia różni się od tych, które do te pory czytałam. Opisywana wyprawa nie zakończyła się sukcesem i zdobyciem szczytu. Jednakże sam autor podkreśla, że nie chodzi się w góry po to, by wygrywać czy przegrywać. I w tym wszystkim nie chodzi o to, aby ten szczyt zdobyć, lecz go zdobywać. Takie proste zdania najbardziej zapadły mi w pamięć i wskazują na niezwykłą dojrzałość autora. Nie spotkamy się tutaj z suchym, reportażowym stylem. Styl pisania autora jest niezwykle bogaty i barwny jak sam Nepal. To niestety czasem sprawiało, że gubiłam główny wątek i myślami odpływałam z wysokich gór na bardziej przyziemne tematy. Jednak niektóre z nich uważam za bardzo istotne – rozmowy o śmierci (w górach, tym bardziej wysokich, niestety wszechobecnej), o zyciu w bazie, o liczbie komercyjnych wypraw, która zmienia oblicze himalaizmu oraz o trudności w podejmowaniu decyzji, która może zaważyć o zdobyciu Góry.
Książkę polecam jednak osobom, które miały już styczność z literaturą górską i lubią do niej wracać w takim samym stopniu jak ja. Inaczej można się zaskoczyć, ponieważ Fronia pisze dość filozoficznie, metaforycznie i leniwie. Jakbyśmy siedzieli z kubkiem himalajskiej milk tea w namiocie i słuchali opowieści kolegów z wypraw.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.