„Stranger Things. Ciemność nad miastem” to druga książka z uniwersum „Stranger Things”. Tym razem mamy szansę poznać przeszłość jednego z głównych bohaterów serialu, czyli Hoppera. Co robił w 1977 roku? Co spotkało go w Nowym Jorku? Czemu boi się o tym mówić?
Szczerze powiedziawszy to bałam się zacząć tej książki. Nie wspominam zbyt przyjemnie poprzedniego tomu z uniwersum. Jednak kiedy okazało się, że ta część opowiada kompletnie inną historię i to o Hopperze to stwierdziłam, że zaryzykuję. Czy warto?
Miłym zaskoczeniem dla mnie był już sam początek. Okazało się tam, że historia przedstawiona w książce jest na swój sposób wydarzeniami relacjonowanymi Nastce przez Hoppera. Dzięki temu pojawiają się w książce przerywniki z „teraźniejszości” bohaterów, czyli z 1984 roku (jeszcze dokładniej mówiąc – między drugim a trzecim sezonem). Podobały mi się, miały specyficzny klimat znany z serialu.
Innym miłym zaskoczeniem było to, że książka już od wcześniej wspomnianego początku mnie wciągnęła. Naprawdę, za jednym zamachem przeczytałam ponad 100 stron (jak na mnie to wyczyn). Czego to zasługa? Przede wszystkim tego, że nie ma przydługiego wstępu. Postacie są już znane z serialu i autor nie marnuje papieru na ponowne ich przedstawianie. Więc zostajemy od razu rzuceni na głęboką wodę, a to lubię! Zasługą tego, że „Ciemność nad miastem” jest wciągająca jest też to, ze autor postawił na lekki styl. Postawił też na krótkie (przynajmniej w większości) rozdziały, dzięki czemu kolejne strony znikają niezauważalnie.
Zauważalne za to są minusy książki. Pierwszym z negatywów są braki w fabule. O ile początek zapowiada się jak kawałek dobrego kryminału, tak dalej mój entuzjazm gasł. Widać, że fabuła nie została przemyślana, nie zapięto jej na ostatni guzik. Główny bad guy zostaje szybko ujawniony, a przez to, że wiemy, że główni bohaterowie przeżyją, pojedynek między postaciami nie wnosi zbyt dużo emocji. Liczyłam na jakiś zwrot akcji pod koniec, ale się go nie doczekałam. Szkoda, bo mógłby on podgrzać atmosferę i uratować trochę książkę.
Innym minusem są absurdy w książce. Było ich kilka, ale skupię się na najważniejszym. Wyobraźcie sobie, że w dosłownie całym mieście z niewiadomych powodów wysiada prąd. I to nie w dzień, a w nocy. Jak myślicie, co się będzie działo? Moim zdaniem miasto ogranie lekka panika, ale nic ponad tym. A w książce nastąpił totalny rozpierdziel. Miasto dosłownie stanęło w ogniu od podpaleń. Kradzieże i włamania były na porządku dziennym. Patrole policji stały na granicach dzielnic. Wspomniałam o tym, że prądu nie było od ledwie paru godzin? Dla mnie było to stanowczo za dużo. Wierzę w ludzi trochę bardziej niż autor książki.
Podsumowując – nie mogę Wam polecić tej książki. No chyba że potraficie przymknąć oko na braki i absurdy w fabule. Ja nie potrafię, jednak oczekuję od książki czegoś więcej niż szybkiej i przyjemnej lektury.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.