Od dawna szukałam książki, która podbije moje serce i zasłuży na wysokie miejsce w moim rankingu. To, co ofiarował mi "Porzucony" pozostanie ze mną na zawsze. Tej książki nie da się wymazać z pamięci.
Wania zostaje zdiagnozowany jako dziecko upośledzone umysłowo. Rosyjski system traktuje go jak śmiecia, którego nie warto leczyć. Matka małego chłopca początkowo stara się go wychować i zadbać o jego zdrowie. Jednak bez wsparcia i pod naciskiem lekarzy postanawia oddać go do domu dziecka. Do miejsca, z którego nie ma ucieczki. W rosyjskim sierocińcu nikt nie dba o dzieci. Nikt ich nie przytula, nikt nie nawiązuje z nimi kontaktu. Nie mogą się bawić, poruszać, a o wyjściu poza cztery ściany tego więzienia, mogą tylko pomarzyć.
W tym upiornym miejscu Wania walczy o zyskanie grama uwagi, o szansę na lepszy dzień. Kiedy wydaję się, że sytuacja chłopca małymi krokami ulega pozytywnej zmianie, okazuje się, że najgorsze jeszcze przed nim. W wieku 6 lat zostaje przeniesiony do internatu. Przywiązany do metalowego łóżka, faszerowany lekami i przemarznięty z każdym dniem gaśnie coraz bardziej. Jedynym ratunkiem jest wyrwanie go ze szponów instytucji, w której czeka na powolną śmierć.
Po przeczytaniu książki "Porzucony" spojrzałam na swoją roześmianą córkę, która beztrosko bawiła się swoimi zabawkami. Wania w jej wieku nie miał zabawek, nie bawił się i nie mógł liczyć na to wszystko, co ma moje dziecko. Za to wiedział co to upokorzenie, strach o własne życie, doświadczył przemocy od tych, którzy powinni go chronić. Miałam ochotę się rozpłakać. Za to, co spotkało Wanię oraz resztę dzieci. Na zmianę czułam złość i smutek. Chciałabym by była to fikcja literacka. No bo jak?! Jak można skazywać dziecko świadomie na takie cierpienie? Znęcać się psychicznie i fizycznie, wiązać i bić, nie okazywać, choć grama uczuć, pozostawić samych sobie bez jakichkolwiek bodźców, które pomogłyby się im rozwijać. Te domy dziecka były zwykłą poczekalnią na drodze ku śmierci. Śmierci w zimnie, samotności i własnych odchodach, pozbawionych godności i nadziei.
Z każdą stroną "Porzuconego" czułam, jakby ktoś miał napisać "Hej, to tylko fikcja!". Te wszystkie okrucieństwa wydawały się wręcz nierealne. Nasuwało mi się pytanie, czemu nikt tego nie zgłosił, czemu pozwalano placówkom na takie traktowanie podopiecznych. Potem zrozumiałam, że oni nie widzieli w tym nic złego. Prawo w Rosji nie chroniło tych dzieci. Dla kraju ich los nie był ważny. Były bezwartościowe.
Zastanawiałam się jakim cudem Wania był tak radosnym dzieckiem w tej umieralni. Chęć życia biła od niego z wielką siłą. Wciąż szukał dobra w tym okrutnym świecie, w jakim przyszło mu żyć. Był takim światełkiem, które przyciągało dobro. Dzięki temu na jego drodze pojawiło się sporo osób, które postanowiły walczyć o niego. Stanęli na głowię, by wyciągnąć go z tego piekła.
"Porzucony" jest książką, która wzbudziła we mnie wiele emocji. Jeszcze długo po jej zakończeniu będę wracać myślami do tego piekła. Tego nie da się zapomnieć i nie powinno. Dla Wani, dla dzieci, które w takich placówkach wciąż są i dla tych, które swe życie w nich straciły.
Recenzja pochodzi z bloga: worldbysabina.blogspot.com