„Moja miłość do Ciebie jest prawdziwsza niż cokolwiek, co poznałem w tym długim , bardzo długim życiu.”
Po premierze tej książki, zachwycona okładką i zaintrygowana zróżnicowanymi opiniami na jej temat, postanowiłam przeczytać ową lekturę. Kiedy na początku tygodnia dotarła do mnie, chwyciłam ją niecierpliwie, zaciągnęłam się ulubionym zapachem nowej książki i od razu przeszłam do śledzenia kartek. Dostrzegłam ciekawą opinię na okładce: „Dla wielbicieli wrażliwości Nicholasa Sparksa”. Samo to wystarczyło, żebym z miejsca zaczęła czytanie. Było naprawdę ciekawie. I żałuję, że wszystkie te elementy nie zdołały zaleczyć mojego lekkiego rozczarowania na samym końcu…
Daniel Grey, główny bohater, posiada pamięć doskonałą. Był w wielu zakątkach świata, rozmawiał z wieloma osobami i umierał wielokrotnie. Jak to możliwe? Jego dusza przetrwała i odradzała się w nowym ciele, a jego pamięć zostawała z nim do końca. Pamiętał wszystko, od pierwszego swojego życia. A szczególnie swoją pierwszą i ostatnią miłość: Lucy, zwaną wcześniej również Sophią, Constance…
Kiedy spotyka ją w roku 2009, wszystko się komplikuje: ona go nie pamięta. Z czasem jednak miewa sny, które wyglądają jak wspomnienia, a dziwna wróżba i wizyta w Anglii utwierdzają ją tylko, że Daniel jest mężczyzną, z którym kiedyś była. Niestety, w życiu nic nie jest proste. Oboje znów są zagubieni, a na ich drodze staje ktoś, kto może nie tylko przekreślić ich bycie razem, ale także sprawić, że nigdy się więcej nie spotkają…
Zaczynając od samego początku: zapowiadało się naprawdę ciekawie. Odkąd wzięłam książkę w ręce i przeczytałam pierwsze zdania, myślałam: „kurczę, co to będzie? Jak to wszystko będzie wyglądać?” I zaczęłam chłonąć kolejne zdania. Z czasem moje zaciekawienie rosło, fabuła wciągała mnie w siebie, nie pozwalając choćby na chwilę się oderwać. Miałam mnóstwo pytań, na które chciałam uzyskać odpowiedzi. Już docierałam do końca, już moje serce rosło w oczekiwaniu czegoś ekstra i… nic. Totalna klapa. Dwukrotnie sprawdziłam, czy czasem kartki nie zostały zlepione, ale nie. Był koniec. I zostałam bez odpowiedzi. Naprawdę spodziewałam się lepszego zakończenia, tutaj nawet nie jestem w stanie posnuć własnych domysłów, co mogło się wydarzyć dalej. I bardzo tego żałuję. Naprawdę. Bo całość ogółem jest naprawdę ciekawa, piękny motyw miłości, która jest nieśmiertelna i przetrwa nawet najgorsze próby czasu…
W powieści Ann Brashares zastosowała podwójny rodzaj narracji: relacji obserwatora w trzeciej osobie, który opowiada nam, co się działo, oraz w pierwszej osobie, gdzie ta osobą jest Daniel. Opowiada nam on o swoim każdym życiu, co się działo i jak rozpoznawał w innych ciałach swoją ukochaną. Rozdziały prowadzone były naprzemiennie, raz jedną raz drugą narracją. Po raz pierwszy chyba nie przeszkadzało mi zbytnio czytanie w takiej postaci. Choć nie wiem, dlaczego.
Bohaterowie nie są zbytnio szczególni. Najbardziej wyróżnia się Daniel, który dzięki swojej pamięci zdołał utrwalić każdą wiedzę zdobytą na przestrzeni lat, potrafił rozpoznać czyjąś duszę a także, mimo różnych wcieleń, wciąż był sobą. To się nie zmieniło. Polubiłam w nim upór i dążenie do upragnionego celu. Zaimponował mi swoją bezgraniczną miłością i oddaniem do kobiety, z którą nie zawsze mógł być. A mimo to wciąż ją kochał.
Nie chcę być wredna i nie mam zamiaru wieszać szmat na książce za to, że nie spodobała mi się jej końcówka. Nie, ona da się polubić, może się podobać, zwłaszcza osobom, które lubią czytać romanse, gdzie miłość jest silniejsza niż wszystko. Mi osobiście się podobała, nie do końca, ale jednak. Więc mimo wszystko zachęcam do przeczytania. Przymrużmy oko na ten jeden wątek, skupmy się na całości. I dzięki temu dostrzeżemy jej prawdziwą wartość.
Źródło:
http://recenzje-jadzka.blogspot.com/