Trylogia Meghan March już podczas czytania pierwszego tomu skradła moje serce. Niebezpieczeństwo, intrygi i rodzące się uczucia okazały się mieszanką wybuchową. Tom drugi początkowo nie wywarł na mnie już tak mocnych wrażeń, ale to małe rozczarowanie zrekompensowało mi „Imperium grzechu”, które okazało się bardzo dobrym zakończeniem serii.
„Imperium grzechu” jest jakby połączeniem dwóch poprzednich tomów. Pełna niebezpieczeństw i intryg książka została uzupełniona o wielką miłość. Mogło wyjść topornie, ale autorka tym razem postarała się o równowagę i zgrabnie połączyła to, co najważniejsze z poprzednich tomów, tworząc kontynuację, której nie można przestać czytać.
Bohaterowie przeszli kolejną metamorfozę. Keira już w poprzednim tomie pokazywała pazurki, ale takiej zmiany, jaka jej dosięgła w „Imperium grzechu”, w ogóle się nie spodziewałam. Bo jak bardzo może zmienić się kobieta, tworząc toksyczny związek, którego podstawą jest szantaż? Okazuje się, że może zmienić się o 360 stopni. Keira dopiero teraz jest godna miana królowej Nowego Orleanu i o dziwo doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a nawet to wykorzystuje. Obserwowanie tych zmian jest niezwykle pasjonujące, a czasami wręcz porywające.
Lachlan Mount w sumie się nie zmienił, ale odzyskał swoje cechy z pierwszego tomu. Właśnie takiego faceta brakowało w „Niepokornej królowej". Mount przypomniał sobie, że jej królem, a jego imperium jest zagrożone. Musi również wyrównać rachunki z kartelem, który śmiał przelać krew jego kobiety.
W trzecim tomie serii akcja jest bardzo żwawa. Wciąż coś się dzieje. Niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku i nie wiadomo, komu można ufać. Fabuła jest przerywana przez wspomnienia Lachlana, które tak jak w tomie poprzednim są bardzo interesujące i naświetlają wiele spraw. Pomagają również zrozumieć głównego bohatera nieco lepiej.
Jeżeli miałabym ocenić tę część w porównaniu z poprzednimi, to wypadłaby naprawdę dobrze. Nie ma tu żadnej z rzeczy, które denerwowały mnie pierwszym i drugim tomie, a to znaczy, że autorka słucha swoich czytelników i stara się rozwijać, co jest dla mnie ogromnym plusem. Oczywiście brakuje tej wielkiej niewiadomej i napięcia pomiędzy bohaterami z pierwszego tomy, ale trudno byłoby tego szukać w zakończeniu trylogii. Mamy za to naprawdę wartką akcję, wielką tajemnicę, nieco opowieści z życia Lachlan, oraz bardzo nieprzewidywalną fabułę.
„Imperium grzechu” to bardzo dobre zakończenie „The Mount Trilogy". Wartka akcja, nieprzewidywalna fabuła i wielka miłość to połączenie, którego nie można zignorować. Jeżeli marzy wam się przygoda pełna niebezpieczeństw, romantycznych uniesień i sporej dawki erotyki, to ta książka Was nie zawiedzie.
www.posredniczka-ksiazek.pl