Maciej Kupczyk może przyciągać urodą i nienaganną prezencją, ale na tym jego zalety się kończą. To podręcznikowy przykład sieroty życiowej i pechowca – jeśli coś złego ma się przytrafić to zawsze w jego obecności. Niczym czarny kot sprowadza pecha na współtowarzyszy.
Zmęczony życiowymi niepowodzeniami i zależnością od członków rodziny chce zmienić swoje życie. Pewnego dnia trafia na artykuł w prasie o oszustach podających się za spadkobierców samotnych miliarderów. Przypadkowo zbiega się to z informacją o chorobie słynnego szwedzkiego bogacza, Kupczyk nie bez przeszkód, wciela swój plan w życie. Niedługo idzie mu się pławić w luksusie, okazuje się, że staje się celem kilku agencji wywiadowczych.
Akcja prowadzona jest kilku torowo. Każdy rozdział to historia innego bohatera lub bohaterów, często wątki zazębiają się o siebie. Książka zaliczana jest do gatunku komedii kryminalnych i byłaby fenomenalna, gdyby nie przekombinowanie. O ile postać samego Kupczyka jest pocieszna i interesująca, a jego magnez do przyciągania pecha potrafi rozbawić do łez, to postać karła mordercy jest nieciekawa. Momentami trup ściele się gęsto, innym razem dominują sceny nacechowane erotycznie, ale jakiś taki kiczowaty sposób.
Sam tekst czyta się przyjemnie, ale mam wrażenie, że momentami autor chciał wywołać salwy śmiechu, a kończyło się to na szoku i trochę złości, że fajny wątek jest po prostu bezsensownie psuty.
Myślę, że takie 6/10 jest sprawiedliwą oceną.
Książka odebrana z serwisu Czytam Pierwszy.