Znacie serial „Stranger Things”? Idę o zakład, że każdy chociażby o nim słyszał, a spora część osób niecierpliwie oczekuje kolejnego sezonu. A jeszcze inna część grupy może poczuć zdziwienie, że na podstawie serialowego uniwersum powstała... książka.
Kiedy zobaczyłam „Stranger Things. Mroczne umysły” to od razu wiedziałam, że muszę to przeczytać. W końcu książka stara się odpowiedzieć na nasuwające się pytania na temat Jedenastki. Kim była jej matka? Jak dostała się do programu? Kto jest prawdziwym ojcem Jedenastki? Wygląda jak must have każdego fana ST, co nie? Właśnie, wygląda, bo tak do końca nim nie jest.
Głównym minusem powieści jest akcja, a dokładniej jej tempo. Nie osiąga takiej prędkości, na jaką liczyłam. Ba, czasem nawet niemiłosiernie się wlecze. Brakuje książce dynamizmu, za to można liczyć na duża ilość opisów, których fanką nie jestem. Sytuacje ratują zwroty akcji, ale tylko w małym stopniu. Są one łatwe do przewidzenia nawet dla osób, które nie obejrzały ani jednego odcinka. Naprawdę były one banalne i łatwe do rozgryzienia nawet na kilkadziesiąt stron przed ich pojawieniem. Jedno z największych zaskoczeń czekało mnie na samym końcu powieści, bo znając serial wiedziałam, jakie ono będzie. Ale zaraz, jakie zaskoczenie, skoro je znałam? Otóż było inne, zapraszające do kupienia kolejnej (jeszcze nie wydanej) części. Trochę mnie to zawiodło.
Nie przypadł mi też do gustu styl pisania autorki. Coś mi ciągle w nim nie pasowało. Momentami wydawał się przyciężki. Jak już wspomniałam wcześniej, w książce można trafić na dość dużo opisów. Na usunięciu kilku z nich „Mroczne umysły” nic by nie straciły, a nawet by zyskały. Nie ukrywam, kilka z nich ominęłam, bo jedyne, co wnosiły do fabuły, to znużenie czytelnika.
Co do bohaterów to byli w większości dobrze i ciekawie skonstruowani. Zastrzeżenia mam jedynie do postaci Alice i Brennera, który wydawali się wykreowani dość stereotypowo. Alice, dziewczyna ze wsi, chodzi w brudnych, pobrudzonych smarem ubraniach, a porządnie myje się raz na tydzień. A Brenner jako zły naukowiec posunie się do wszystkiego i nie ma żadnych skrupułów. No błagam!
Na taki stuprocentowy plus powieści można uznać wykreowany w niej świat. Wiernie oddaje klimat lat 60-tych. Autorka ukazuje najważniejsze wydarzenia oraz styl życia z tamtych lat, więc była to dla mnie szansa poznanie tamtego okresu. Osobny plusik należy się za wspomnienie o komiksach Marvela!
Książka „Stranger Things. Mroczne umysły” spełnia swój główny cel, czyli dopowiada to, czego nie znajdziemy w serialu. Pozostaje jednak pytanie, czy było to konieczne. Czy nie lepiej, by pewne rzeczy pozostały owiane aurą tajemniczości, by nie ujrzały światła dziennego? Książkę mogę polecić ewentualnie osobom, które naprawdę chcą poznać odpowiedzi na nurtujące je pytania związane z paranormalnymi zjawiskami z Hawkins...
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.