Gioia jest wrażliwą nastolatką, która nie potrafi znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami. Oprócz z jednym – z Lo, którego spotyka pewnej nocy. Grał sam w rzutki w opuszczonym barze, a obok niego stał słoik z kamieniami. Tajemniczy nastolatek nie chce spotykać się Gioią w miejscach publicznych, a pewnego dnia... znika. Okazuje się, że skrywa sekret, który odkryć może tylko Gioia. Czy zdradzi ona światu tajemnicę Lo?
Zacznę od plusów, które są w zdecydowanej większości. Co zasługuje na największe brawa? Przedstawienie historii przez autora. Było ono obłędne! Bardzo podobało mi się, że razem z Gioią czytelnik zastanawia się, czy Lo był prawdziwą osobą czy może jej wymysłem. Czy istniał on naprawdę? Czy może Gioia do reszty oszalała? Sama ciągle zastanawiałam się, co okaże się prawdą.
Książka stanowi kopalnię złotych myśli (których nie zapisywałam, bo czytałam na dworze bez karteczek, ech). Naprawdę, prawie na każdej stronie można znaleźć wartościowe słowa. A multum znajduje się w rozmowach Gioi z jej profesorem ze szkoły. Swoją drogą stał on się jednym z moich ulubionych bohaterów książkowych! Świetna kreacja postaci, której jedynym minusem jest rzadkie pojawianie się.
Co to innych bohaterów – o samym Lo nie będę zbyt dużo zdradzać. Natomiast główna bohaterka standardowo mnie irytowała. Wydawała mi się za bardzo zapatrzona w Lo, który ją tak chamsko olał. Przecież zniknął praktycznie bez słowa.
Bardziej podobało mi się ukazanie uczuć i problemów, nie tylko tych dotyczących nastolatków. Było pokazane to bardzo realistycznie. Było ich dużo – autor poruszył między innymi temat pierwszej miłości, porzucenia, odrzucenia, toksycznych relacji, alkoholizmu w rodzinie czy problemów psychicznych. Ale mimo dużej ilości żaden nie został potraktowany po macoszemu, każdemu poświęcona jest należyta uwaga.
A teraz czas na fabułę. Początkowo bardzo mi się podobała. Autor co chwilę rzucał coraz to mocniejszymi zwrotami akcji. I robi to od samego początku. Ten dotyczący Toni zwalił mnie z nóg! Kiedy już myślałam, że książka niczym mnie nie zaskoczy to ta uderzała dwa razy mocniej. I miałam nadzieję, że utrzyma ten poziom do samego końca, ale tu też czekało mnie zaskoczenie, ale tym razem nieprzyjemne...
Jakbym miała oceniać książki nie za całokształt, ale po tym, jak kończą, to ta miałaby strasznie niską ocenę. Nie, ta końcówka była zwyczajnie słaba. Bardzo mi się nie podobała, niszczy ona w moich oczach książkę. No pytam się – jak można w kilka stron zniszczyć tak świetną książkę? Takie zakończenia pasują do komedii romantycznych, ale nie tutaj (dalsze odgłosy złości).
Wracając, „Jeszcze będziemy szczęśliwi” to genialna książka, której lepiej nie kończyć czytać. Nie mogę Wam polecić, bo przez tą końcówkę mam focha na książkę. Ale jak już macie wydać pieniądze na jakąś młodzieżówkę to możecie na tą!
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.