Księga I Malowanego człowieka, rozpoczyna moją przygodę z "Cyklem demonicznym".
Ze strony na stronę coraz bardziej wciąga, pochłania tak bardzo, że nawet najlepsza kawa stoi i stygnie, a ja nie potrafię oderwać oczu od zapisanych stron.
Autor opisuje, życie trzech społeczności i wywodzących się z nich głównych bohaterów.
Cechuje ich odwaga, upór i inteligencja. Jednak przeszkody z jakimi się muszą zmierzyć nastolatkowie, są ponad siły nawet najodporniejszych osób.
Świat wykreowany przez Petera Bretta, ma się jak otoczak do australijskiego Uluru, J. R. R. Tolkiena.
Akcja toczy się szybko, natomiast postacie są wykreowane dosyć poprawnie.
Dialogi stanowią istotny mankament, silą się na humor ale są w większości sztuczne.
Wieśniacy których poznajemy w większości zajmują się wycinaniem drzew.
Robią to dlatego, że z nastaniem zmroku z mgły formują się otchłańce, demony które żywią się ludzkim mięsem. Społeczność chroni się więc w domach, w których są wyrysowane runy. Runy tworzą barierę przez którą otchłańce przejść nie mogą. Ale kiedy runy są niewyraźne, otchłańce palą domy i zjadają ich właścicieli.
Ludzie jednoczą się przeciwko wspólnemu wrogowi, jednak jak to ludzie, czasem są gorsi wobec siebie niż najgorsze szkarady.
Nie zawiodłem się na książce, polecam.
"Jesteśmy tym, czym sami chcemy być (...) Jeśli pozwolisz innym decydować o twojej wartości, będziesz stracona. Jak świat długi i szeroki nie ma takiej osoby, której byłoby w smak przyznać, że inni są od niej więcej warci."