Chyba spora część z nas, w większym lub mniejszym stopniu, jest przesądna. Na wszelki wypadek wolimy nie tłuc lusterka, nie przechodzić pod drabiną czy złapać się za guzik, kiedy widzimy idącego kominiarza. Wobec tego: czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się raptownie zatrzymać na środku ulicy, bo drogę przebiegł Wam czarny kot? Czy rzeczywiście pomyśleliście, że to zły znak i trzeba teraz uważać? Wierzenia i legendy związane z czarnym (i nie tylko) kotem zmieniały się i kwitły na przestrzeni wieków. Jeśli jesteście ich ciekawi, warto sięgnąć po książkę Nathalie Semenuik.
Pomijając biografię Dany Perino, o której pisałam wieki temu, chyba jeszcze nie miałam okazji recenzować coś spoza beletrystyki czy poezji. Przyznam szczerze, że bardzo rzadko sięgam po książki popularnonaukowe, ale kiedy tylko się dowiedziałam, o czym będzie ta pozycja, od razu wiedziałam, że nie przeżyję, jeśli nie trafi w moje ręce. Jako ogromna miłośniczka kotów i osoba, która raczej w przesądy nie wierzy, za to ogromnie się nimi fascynuje, nie mogłam przejść obojętnie obok tego tytułu. No i, spójrzmy prawdzie w oczy: kto mógłby się oprzeć takiej oprawie graficznej?
Normalnie w recenzjach nie rozwodzę się nad wyglądem książki, zwykle nie wspominam nawet o okładce. W tym przypadku jednak walory wizualne są jednym z kluczowych elementów. Niewielki format nadrabia porządnie wykonana oprawa, ale prawdziwa zabawa rozpoczyna się dopiero po przewróceniu kilku stron. Cudowne ilustracje i zdjęcia w połączeniu z ładnymi, czytelnymi fontami sprawiają, że spędzanie czasu w towarzystwie „Tajemniczego czarnego kota” było niezwykle przyjemne. Oczywiście mnogość grafik sprawiła, że treści w tej książce jest tak naprawdę bardzo mało (wydaje mi się, że to zaledwie 30, może 40%), ale to nie znaczy, że nie można wyłapać kilku interesujących smaczków.
Autorka dość swobodnie porusza się między różnymi tematami. Wbrew tytułowi, więcej dowiemy się o kotach w ogóle, niż o micie czarnego – książka przedstawia, jak te stworzenia były postrzegane w kolejnych epokach, co symbolizowały, jak je traktowano (niektóre opisy są brutalne, zwłaszcza dla takich wrażliwców jak ja), jakie wiązały się z nimi przesądy. Chyba najbardziej podobały mi się fragmenty dotyczące kotów... na statkach, gdzie często były zaliczane jako pełnoprawni członkowie załogi, głównie ze względu na to, że wyłapywały gryzonie, które mogły dobrać się do składowanej żywności. Rzeczowe informacje przeplatane są cytatami czy wierszami, przez co czyta się błyskawicznie, również dzięki bardzo przystępnemu, prostemu stylowi autorki, która nie uderza w naukowe tony, tylko w ciekawy sposób snuje kolejne historie.
Muszę jednak przyznać, że widzę dość spory problem w kompozycji tej książki. Niby została podzielona na działy, które domyślnie powinny sprawić, że treść będzie porządnie poukładana i dzięki temu logiczna, ale Semenuik bardzo często zdarza się powtarzać wspomniane już wcześniej informacje. Nie męczy to zbytnio, głównie dlatego, że „Tajemniczy czarny kot” pod względem objętości jest niewielki, przez co da się przeczytać całość za jednym posiedzeniem, mimo to można czasem odnieść wrażenie, że autorka próbowała lać wodę, żeby wydłużyć już i tak dość krótki tekst. Zastanawiam się, z czego wynika takie ubóstwo pod względem treściowym. Czyżby research był zbyt powierzchowny? Wydaje mi się, że każdy z rozdziałów mógł zostać rozbudowany co najmniej kilkakrotnie, tymczasem tutaj, mimo ogromu ciekawostek, wiele rzeczy podanych jest dość lakonicznie. Być może pisarka napotkała na trudności w zdobyciu wystarczająco obszernego materiału źródłowego, a może nie chciała zamęczać czytelnika bardziej specjalistycznymi opisami – nie mam pojęcia. Niemniej po przeczytaniu czuje się swoisty niedosyt, co ma te dobre punkty, że pewnie niejeden czytelnik poczuje pilną potrzebę dokopania się do większej ilości informacji na własną rękę.
„Tajemniczy czarny kot” to dobra pozycja dla każdego miłośnika kotów, ale także dla tych, którzy po prostu chcą poszerzyć wiedzę na ten temat. Książka wizualnie cieszy oko (zdecydowanie jest jedną z najładniejszych w mojej biblioteczce), a do zawartości pewnie będę czasem wracała. Myślę też, że – pomijając oczywiście niektóre fragmenty – to fajna propozycja dla dzieci, jeśli chcą poczytać o swoich pupilach i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Żałuję, że autorka bardziej nie rozbudowała pewnych zagadnień, bo wówczas tytuł zyskałby na wartości, ale to i tak przyjemna rozrywka.
rude-pioro.blogspot.com