Recenzja książki Kroniki Ocalałych. Zdradzieckie serce
Połączenie fantastyki i klimatu baśni zdarza się często, awanturniczy charakter także jest miłym dodatkiem, a odrobina zagadkowych talentów dodaje całości smaku. „Zdradzieckie serce” jako tom drugi kontynuuje wątki, lecz również wprowadza nowe, rozwijając opowieść w kierunku pełnym tajemnic. Mary Pearson poszerzyła pierwszy i drugi plan, a plastyczne opisy miejsc oraz postaci pozwalają czytelnikom na łatwe przełożenie czytanych słów na obrazy. Zwroty akcji oraz niepewność jak będzie się kształtowała podtrzymują atmosferę napięcia, spotęgowaną przez emocje bohaterów, dodatkowo część z nich wydaje się coś skrywać przed pozostałymi. Jeśli do tego dodać niejasne pobudki oraz skomplikowane uczucia jakimi są połączone postacie dostajemy historię intrygującą i spełniającą obietnicę otwarcia przed czytającymi bramy do świata dalekiego od codzienności. Rozwój wydarzeń obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów co pozwala dostrzec niuanse nadające charakter całości oraz poszerza opowieść. Autorka umiejętnie podsyca zaciekawienie oraz popycha postacie w kierunkach nieoczywistych, odkrywając przed czytelnikami część tajemnic jednocześnie szkicując na horyzoncie nowe. Kolejne rozdziały odsłaniają motywy działania, ale i skłaniają do zastanowienia się nad ich źródłami. „Zdradzieckie serce” kończy się w momencie kiedy apetyt czytelniczy jest na wysokim poziomie i od razu chciałoby się poznać ciąg dalszy.
Lia i Rafe, przetrzymywani w barbarzyńskim królestwie Vendy, mają niewielkie szanse na ucieczkę. Kaden, niedoszły zabójca Lii, z całych sił pragnie ją ocalić, dlatego mówi Komizarowi, że dziewczyna ma dar. Przywódca zaczyna się interesować Lią bardziej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nic jednak nie jest oczywiste: Rafe okłamał Lię, ale poświęcił własną wolność, by ją chronić; Kaden, kt...