Powieści Marty Kisiel, to coś na co zwykle czekam nie do końca wiedząc czego się spodziewać. Autorka pisze nie dając się przypisać do jednego rodzaju powieści, stale eksperymentując i tworząc zupełnie inne książki. Po Toni spodziewałam się zwykłego kryminału z wątkiem nadnaturalnym, a dostałam do tego rozbudowane tło obyczajowe i wątki historyczne.
Powieść fabularnie podzieliłabym na trzy części. W pierwszej postacie muszą odzyskać pewien przedmiot, problem w tym, że nic nie wiedzą, nawet czym on jest. Żyją w zwyczajnym świecie i w tej początkowej części widzimy jak wkraczają w świat nadnaturalny. Ten początek powieści jest najzabawniejszy i najbardziej uporządkowany. Druga część zaczyna się w momencie, gdy trzeba ratować Klarę. Tutaj najbardziej rozwija się świat przedstawiony, dowiadujemy się jak mniej więcej funkcjonuje, co oznaczają problemy Eleonory. Trzecia część skupia się na poszukiwaniu prawdy o zaginięciu rodziców Eleonory i Dżusi. W niej najważniejsza jest akcja, jest całkiem sporo nieoczekiwanych rozwiązań. Według mnie właśnie ta ostatnia partia tekstu wypada najsłabiej - postaciom poświęca się mniej uwagi i chwilami ich motywacje są niejasne. Brakuje życia wewnętrznego, emocji, przemyśleń, szczególnie, że powieść w dużej mierze skupia się na traumie, (nie)radzeniu sobie z nią oraz trudnościach z okresu dorastania, wpływających na późniejsze życie.
Tym, którzy Toń już czytali pewnie nasuwa się pytanie skąd mi się wzięły te trzy części, skoro autorka niczego w ten sposób nie dzieli. Rzeczywiście powieść oficjalnie jest podzielona wyłącznie na rozdziały, ale w trakcie czytania podział na części nasuwał mi się sam - brakuje między nimi jakiejś spójności, większych nawiązań. Kończy się wątek "kradzieży" Ramzesa - ok, nie wracamy do niego; ciotka bezpieczna i szukamy tego, kto zostawił rodziców na śmierć - dobra, do głupoty ciotki tez nie wracamy. Postacie potrafią sobie wypominać wydarzenia sprzed wielu lat, ale te bieżące po prostu mijają. I nie jest to jedyny problem ze spójnością - rozwiązanie kwestii morderstw związanych ze Sternównami też nie do końca gra. Od początku czuło się, że coś z postacią dokonującą ich jest nie tak, ale ostatecznie została wyciągnięta ex machina - jasne, miała ładnie ukazaną motywację i możliwości, ale nim do rozwiązania doszło, brakowało wskazówek pozwalających czytelnikowi i bohaterom iść za tropem i poznać rozwiązanie w inny sposób niż za sprawą przyznania się mordercy. Jak na element kryminalny w powieści, to jednak dość słabo.
Za to same postaci są naprawdę dobrze skonstruowane. Mają wyjątkowe i wyraziste charaktery, choć wyraźnie na wszystkich widać ślady wcześniej wspominanej traumy. Dodatkowym bonusem jest pojawienie się bohaterów, których można było poznać we wcześniejszej powieści Kisiel. Myślę, że fragmenty, w których występują nie powinny być spoilerem do powieści Nomen omen, raczej jej ciekawą zajawką.
Ale żeby nie było - to nie tak, że Toń mi się nie podobała. Nadal doceniam specyficzny styl autorki, uwielbiam humor w jej powieściach i wyrazistość postaci. Naprawdę dobrze się bawiłam czytając jej najnowszą książkę, chociaż spodziewałam się czegoś więcej. Przy czym ogólnie podoba mi się to, w jaki sposób Kisiel się rozwija - każda z jej powieści jest inna, mimo elementów wspólnych i wyraźnie widać, że są to swego rodzaju eksperymenty. Ten może nie do końca się powiódł, ale czekam na kolejne.
---
Także na coffee-kafes.blogspot.com