Mikami, Mikumo, Mikura, Minako... Już na wstępie można by było się zakręcić już na samym początku. Na szczęście Wydawnictwo Literackie pomyślało o wszystkim i na wewnętrznej stronie okładki umieściło ratującą nas od zwariowania ściągę.
"Sześć Cztery" to nie jest kryminał, do jakich przyzwyczaiły nas wydawnictwa przez ostatnie lata. Akcja powolutku sobie ciurka, tak jakby nigdzie jej się nie spieszyło. Większość fabuły dzieje się w zamkniętym budynku, w którym mieści się Wydział Spraw Administracyjnych i Klub Prasowy Prefektury Komendy Głównej. Na pierwszy rzut oka typowe starcie przedstawicieli mediów z Biurem Prasowym narusza kruchą budowlę bazującą na kłamstwach i tajemnicach. W środku tego wszystkiego jest Mikami Yoshinobu, który został wystawiony na wyjątkowo niesprawiedliwą próbę – zaginęła jego nastoletnia córka. Z pozoru rutynowe działania Mikamiego naruszają niestabilną konstrukcję i wszystko zaczyna sie sypać. Jednak nie jak domek z kart, raczej jak kostki domina. Jedna przewrócona kostka ukazuje za sobą ciąg kolejnych intryg, matactw, niedomówień i półprawd, a to wszystko sięga tak głęboko, że mało kto już potrafi się w tym połapać.
I my tak sobie siedzimy obok, słuchamy rozmów, wkurzamy sie na roszczeniowość pracy i na skostniałość systemu policyjnego. Obserwujemy to wszystko na tle nietypowej dla nas japońskiej kultury, czując podskórnie, że to mogłoby się zdarzyć gdziekolwiek. I to wszystko jest takie jednocześnie bliskie i dalekie. Z każdą stroną zaczynasz się coraz bardziej czuć częścią tej historii, mimo że jesteś tylko obserwatorem. A na końcu pozostajesz z przeświadczeniem, że nic nie jest takie, na jaki wygląda i że już sam nie wiesz, czy to się zakończyło dobrze, czy źle.
"Sześć Cztery" nie jest książką dla każdego. Jeśli wolisz wartką akcję, nie lubisz długich rozmów o sprawach pozornie błahych, ale szczegóły których potem mają kolosalne znaczenie, albo gubienie się w japońskich imionach i nazwiskach wydaje Ci się nie do przeskoczenia, to odpuść sobie. Porównują ją do "Millennium", ale nie zakładałabym, że jeśli Ci się ono podobało, to z "Sześć Cztery" będzie tak samo. Mi "Millennium" kompletnie nie podeszło, a powieść Yokoyamy wciągnęła mnie jak bagno (pomimo początkowego zagubienia w kontekście kto jest kim).