Trudno mi chyba być obiektywną, bo bardzo lubię książki tej autorki, a szczególnie “Dzieci z Bullerbyn”. Już na zawsze będzie mi się ona kojarzyła z cudownym i pełnym ciepła dzieciństwem. Uwielbiałam przygody gromadki z Bullerbyn, ich psoty, ucieczki, ale też dobre i czułe serca
Dlatego też kiedy pojawiła się okazja, by przeczytać bajkową opowieść o młodości Astrid Lindgren, to nie zastanawiałam sie długo, tylko zaraz z tej możliwości skorzystałam
“Od Astrid do Lindgren” zaczyna się od opisu dnia, w którym młoda Astrid decyduje się na wyjazd z domu, wyfrunięcie spod opiekuńczych skrzydeł rodziny. Oficjalnym powodem jest uczestniczenie w kursie kwalifikacyjnym na sekretarkę, a nieoficjalnym ciąża. W ostatnim momencie przed wyjazdem o ciąży dowiaduje się również ojciec Astrid, który pod wpływem gniewu decyduje się na zerwanie stosunków z córką. Rodzina Astrid jest bardzo religijna, nieślubna ciąża jest wielkim grzechem i krzywdą uczynioną całej rodzinie. Dlatego właśnie ojciec podejmuje taką, a nie inną decyzję.
Astrid zostaje właściwie pozostawiona sama sobie. Jednakże w trakcie kursu poznaje przyjaciółkę, która pomaga jej przetrwać ciężkie chwile – razem mieszkają, biedują, głodują, dzielą smutki i radości. Astrid rodzi pięknego synka, który zostaje czasowo umieszczony u zastępczej mamki. Tak ma zostać do czasu, kiedy Astrid będzie w stanie sama utrzymać siebie i swoje dziecko. Czas płynie, jednak w sytuacji młodej kobiety niewiele sie zmienia – ciągle zarabia grosze, które nie pozwalają jej nawet na to, by zamieszkać samodzielnie i najeść się do syta. Sytuacja ta zaczyna jej coraz bardziej ciążyc. Na dodatek, ze względu na chorobę syna zostaje wyrzucona z pracy… Jednak i do Astrid uśmiechnie się w końcu dobry los, przecież inaczej zapewne nie powstałyby te wszystkie piękne opowieści, które stworzyła. Jednak nie chcę zdradzać fabuły całej książki.
“Od Astrid do Lindgren” jest napisana ciepłym, prostym językiem. Jest to bardzo “bajkowa” opowieść – na początku troszeczkę mnie to drażniło, ale szybko dotarło do mnie, że taka jest konwencja tej książki i potem czytanie sprawiało mi już tylko czystą przyjemność. Podczas czytania bohaterowie zdecydowanie zdobyli moją sympatię, poczułam sie z nimi związana, ich losy (szczególnie Astrid) zdecydowanie nie były mi obojętne.
Powieść zdecydowanie pełna jest uczuć, sfera emocjonalna jest bardzo mocno widoczna – czy to w przyjaźniach Astrid, czy między nią, a jej rodziną. Wprawdzie nieraz emocje podporządkowane są wartościom – np. w momencie, kiedy Astrid zostaje wyrzucona z rodziny dlatego, ze zaszła w ciążę. Lecz miłość zawsze zwycięży
Ale czyż tak nie powinno być? Mamy sie przecież kochać i szanować
Czytanie tej książki dostarcza pozytywnej energii, ciepła, wiary w to, że życie mimo wszystko może być dobre i że są w nim ludzie, dla ktorych warto żyć i których warto kochać (i być przez nich kochanym). Jest to tylko wycinek z życia Astrid, ale zdecydowanie byłoby fajnie, gdyby można było poczytać o jej dalszych losach – w tej samej bajkowej konwencji oczywiście
[Recenzja została umieszczona wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2009/11/11/od-astrid-do-lindg...]