Wystarczą dwa zwykłe słowa

Recenzja książki Dwa zwykłe słowa
"Ale… czułam się równie bezwartościowa jak śmieci w mojej torbie. Kolejny raz to mnie zgarniano i wyrzucano".


Czytając taką literaturę faktu zawsze targają mną wielkie emocje. Nic tak bowiem nie działa na moją psychikę, jak znęcanie się nad dziećmi i zwierzętami. Nigdy nie zrozumiem, jak można zaniedbywać tak ważną sprawę, jaką niewątpliwie jest opieka społeczna nad bezbronnymi istotami, które same sobie przecież pomóc nie mogą.

Ashley Rhodes-Courter urodziła się, gdy jej matka Lorraine miała 17 lat. Gdy ją aresztowano, dziewczynka i jej młodszy brat zostali zabrani do domu dziecka. Ashley przez dziewięć lat swojego życia zamieszkała w czternastu domach zastępczych. Pobyty te, napiętnowane znęcaniem fizycznym i psychicznym, już na zawsze zmieniły jej stosunek do ludzi.

To wstrząsające, że w kraju tak wysoko rozwiniętym, jakim są Stany Zjednoczone aż tak bardzo szwankuje cały system opieki społecznej oraz rodzin zastępczych. Przypadek Ashley, która opowiada swoje przeżycia od momentu zabrania jej od matki to jawny przykład wielu nieprawidłowości i zaniedbań, a nawet celowego działania na szkodę dziecka. Autorka wspomina swoje pobyty w domu Ortizów, Pottsów, czy Schottów, ukazując tym samym niedolę setek dzieci, które wrzucone w wir bezdusznej machiny, nie mają możliwości wpływać na swój los. To straszne czytać o tym, że Ashley co chwilę zmieniała swoje miejsce zamieszkania, żegnając się ze szkołą i przyjaciółmi, mając ze sobą rzeczy osobiste w workach na śmieci. To straszne, że dzieci były oddawane pod pieczę wątpliwie moralnym ludziom, a nawet pedofilom. To straszne, że nikt nie przestrzegał przepisów i co o wiele gorsze - nikt ich nie egzekwował. Nigdy także nie zapomnę wspomnienia autorki dotyczącego oglądania pewnego okropnego filmu pt. "Elza, wilczyca z SS". Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, w jakim stopniu wpłynęło to na jej psychikę i dalsze życie.

Ashley nie jest w stanie wymazać ze swoich wspomnień pobytu w jednej rodzinie, w której poznała co oznaczają niestandardowe metody wychowawcze. To dość mocno zaakcentowany wątek jej wspomnień, który ciągnie się za nią aż po dorosłość pod postacią rozpraw sądowych. Rodzina Mossów to bowiem rodzina zastępcza z najgorszego koszmaru, która próbowała wychowywać dzieci dzięki takim metodom, jak wlewanie do gardła ostrego sosu, podtapianie, kucanie za karę, bicie i za pomocą wielu innych kar zapadających w pamięć. Cieszy więc fakt, że bohaterka podjęła się walki z własnymi demonami, co pozwoliło jej wieść normalne życie.

Historia Ashley Rhodes-Courter z pewnością szokuje, wprawia w niedowierzanie i wywołuje wiele złości. Myślę, że pozwala również docenić własne szczęście, które pod postacią rodziców i beztroskiego dzieciństwa, jest wartością samą w sobie. Warto także wspomnieć, że znaczenie tytułu tej książki może wielu zaskoczyć, gdyż wcale nie oznacza ono tego, co nam się na pierwszy rzut oka wydaje. "Dwa zwykłe słowa" to mocna literatura faktu, która wywoła w was wiele emocji.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/
Dodał:
Dodano: 01 V 2018 (ponad 7 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 112
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Wiola
Wiek: 38 lat
Z nami od: 04 V 2012

Recenzowana książka

Dwa zwykłe słowa



Słoneczko, jesteś moim dzieckiem, a ja jestem twoją matką. Musisz szanować osobę, która się tobą zajmuje, ale pamiętaj, że to nie jest twoja mama. Ashley Rhodes-Courter spędziła dziewięć lat swojego życia w czternastu różnych domach zastępczych, żyjąc dla tych słów. Nawet gdy jej matka kompletnie się zatraciła, Ashley nie porzuciła wiary w ich nieprzewidywalną, rozpadającą się relację, cały czas...

Ocena czytelników: - (głosów: 0)