Bardzo często gdy zaczynam przygodę z nowymi bohaterami, nową książką mam obawy, czy owa literacka wędrówka będzie udana. Te obawy są stokroć większe, gdy sięgam po książkę, która nie całkiem pasuje do moich najczęstszych wyborów. "Tancerze burzy" to właśnie taka książka, której fabuła mnie zainteresowała, ale klimatycznie nie całkiem dopasowuje się do moich upodobań.
Był moment, że zwątpiłam w siebie, swoją siłę i chciałam się poddać. Wówczas pomyślałam - Co mnie podkusiło, aby wybrać ten tytuł?...
...Największym minusem tej powieści jest wstęp, początek, wprowadzenie do wydarzeń, ale gdy już to się mnie, to dopiero zaczyna się ciekawa przygoda.
Jay Kristoff zaprasza czytelnika do świata, który narodził się w jego umyśle. Jednak ten świat, czy raczej kraj nie należy do tych, w których chcielibyśmy mieszkać. Jest okrutny, zanieczyszczony, skażony...
Niestety Yukiko musi w nim żyć. Mało tego musi też wyruszyć w podróż i odnaleźć wraz z ojcem mitologiczne stworzenie, a dlaczego?
Przywódca wysp Shima ma wizję czy może nawet zwidy szaleńca, w których widzi u swojego boku mitologiczne stworzenie, które ponoć już nie istnieje... Ojciec Yukiko jest łowczym wodza, więc chcąc nie chcąc musi wyruszyć na poszukiwana...i choć wszyscy wierzą, że wyprawa będzie klęską okazuje się, że "tygrys burzy' istnieje. Chwytają go, ale niesyte ich statek się rozbija. Yukiko ratuje z katastrofy stwora i Przenika do jego umysłu. Z czasem pomiędzy stworzeniem a dziewczyną rodzi się więź. Gdy nastolatka trafia do buntowników ukrytych w buszu dowiaduje się okrutnej prawdy o śmierci matki. Yukiko zapragnie zemsty...czy nastolatka będzie w stanie pomścić rodzicielkę i wiele innych niewinnie zamordowanych ofiar?
Zacznę od końca...fabuła powieści mnie urzekła. Zakończenie trzymało mnie w niepewności i do końca nie wiedziałam, czy zemsta zostanie dokonana czy nie. Głównym powodem okazała się zdrada, która mogła zniweczyć plany i w sumie przyczyniła się do śmierci wielu znaczących bohaterów.
Yukiko to kobieca bohaterka, która bardzo szybko zyskała moją sympatię. Waleczna, oddana, wątpiąca ale i szukająca miłości. Obwiniała swojego ojca o rzeczy, o których nie miała pojęcia, a gdy się dowidziała jej waleczność, chęć zemsty dodała jej odwagi. Drugim bohaterem, który wkradł się do mojego serducha jest mityczne stworzenie, które autor na kartkach papieru przywrócił do życia. Cudowne choć niebezpieczne stworzenie. Jednak więź Przenikania, którą ma kobieca bohaterka zmienia tego stwora.
Treść głównie skupia się na walce, przetrwaniu, otwarciu oczu bohaterom... jest w niej także miejsce na przyjaźń i na miłość, na zaufanie i zdradę, na zwycięstwo i porażkę. W sumie trudno przewidzieć wydarzenia, choć przez cały czas można mieć nadzieję na optymistyczne rozwinięcie się wydarzeń - niestety nie zawszeono takie jest.
Wspomniałam już o największym minusie powieści - jest to początek. Autor miał dobre intencje, starał się dobrze przedstawić sytuację jaka panuje w świecie przez niego wykreowanym, ale azjatyckie imiona, nazwy a także bogowie bardzo skutecznie zanudzają i sprawiają, ze mając mętlik w głowie odechciewa się czytania. Jednak warto pokonać początkową przeszkodę, gdyż później fabuła naprawdę zaczyna wciągać.
Jay Kristoff pisze bardzo plastycznie, barwnie przedstawia swój wyimaginowany świat. Do życia wskrzesza azjatyckie (bodajże japońskie) mitologiczne stworzenia. Pisarz nie śpieszy się z wydarzeniami. Małymi krokami przemierza całą wędrówkę, tym samym tworząc klimat bardzo nieprzyjemnego świata, o który trzeba zawalczyć. Zachęca do kibicowania bohaterce...
"Tancerze burzy" to bardzo ciekawa powieść wprowadzająca do trylogii. Pomijając trochę męczący początek reszta wypada bardzo dobrze, a im bardziej wczuwa się w historię tym mocniej ona przyciąga. Może nie bije ona na głowię "Igrzysk śmierci", ale prawie jej dorównuje. Jednak nie jest to powieść dla szybkich - nie każdemu do gustu może przypaść ten azjatycki klimat.