To pierwsza książka tego autora, jaką miałam okazję przeczytać. Okazała się ciekawą i przyjemną lekturą, o której chętnie, co nieco opowiem.
Detektyw Arrowood zaciekawił mnie od samego początku i choć momentami dość łatwo było przewidzieć bieg wydarzeń, to niektóre z nich okazują się miłą niespodzianką.
Autor bardzo skupia się na szczegółach, opisuje Londyn z XIX wieku, pełen brudnych i śmierdzących uliczek zamieszkanych przez biedotę, przestępców i całą masę podejrzanych typów. Czytając to wszystko, niemal czułam ten smród i obrzydzenie wszechobecnym brudem. Opisy autora okazały się na tyle sugestywne, że wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach przez większość czasu, co bardzo mi się spodobało, ponieważ nie pozwoliło mi się nudzić.
Głównego bohatera poznajemy z punktu widzenia Normana Barnetta, który jest asystentem Arrowooda i jednocześnie narratorem. Barnett, choć pogrążony w rozpaczy i przytłoczony własnymi problemami jest niezastąpionym i oddanym pracownikiem. Robi wrażenie sympatycznego człowieka. Natomiast jego szef, William Arrowood, problemy swe topi w alkoholu. Bywa wybuchowy, humorzasty, jednak zawsze oddany sprawie, której się podejmuje. Jest to bardzo zabawna postać i niewątpliwie, to właśnie on dodaje humoru lekturze. Jego ciągłe irytowanie się na Holmesa, było wprost komiczne. Arrowood ewidentnie mu zazdrościł, ale oczywiście twierdził, że wcale nie.
Żaden z naszych bohaterów, nie zdaje sobie sprawy, w jakie kłopoty wpakuje ich panna Cousture, która pewnego dnia staje w drzwiach ich biura, z wydawałoby się, banalnie łatwym zleceniem.
Detektyw Arrowood to ciekawa i przyjemna w odbiorze powieść detektywistyczna. Choć akcja rozwija się dość powoli i może nie ma zbyt wielu zaskakujących zwrotów, to lekturę powieści Mick Finlay, zaliczam do dość udanych. Zaciekawiła mnie fabułą, rozbawili bohaterowie i pomimo to, że przez większość czasu była dość przewidywalna, to czasami również zadziwiała. Polecam.