Dzięki "Miasteczku Salem" po raz dziesiąty spotkałem się z niebywale ciekawą twórczością Stephena Kinga.
Zaczęło się ono bardzo niewinnie i rześko niczym majowy poranek.
Jednak z czasem stawało się coraz straszniej, coraz częściej czułem grozę, czysty strach.
Powieść jest napisana bardzo ciekawym, bogatym językiem, po prostu ze smakiem.
Dużo w niej poetyczności, a czytając opisy od razu malują się w naszej głowie niesamowite obrazy.
King jak zwykle jest mistrzem przykuwania uwagi, mimo tego że czułem co jakiś czas obrzydzenie, nie potrafiłem odłożyć książki, po prostu nie mogłem.
Akcja toczy się raczej leniwie, ale znalazłem tu niepotrzebnych przestojów.
Miejscem akcji jest, miasteczko Salem, dokładniej Jerusalem, po polsku Jerozolima, w stanie Maine.
Horror straszy nas mocą nieczystą, która czerpie siłę z naszych złych uczynków i się akumuluje, prowadząc do tragedii.
Stephen King opisuje właściwie całą społeczność owego miasteczka, i robi to niezwykle dobrze.
W kilku zdaniach potrafi przedstawić nam daną osobę, w taki sposób że jest na wskroś autentyczna.
Dialogi to także mocna strona amerykańskiego pisarza. Wprawdzie roi się w nich od przekleństw, ale ludzie niestety dosyć często przeklinają.
Info:
Tytuł oryginalny: Salem's Lot
Tłumacz: Arkadiusz Nakoniecznik
Rok wydania oryginału: 1975
Rok wydania polskiego: 1991
stron: 528
Opis:
W prowincjonalnym amerykańskim miasteczku zaczynają dziać się rzeczy niepojęte i przerażające. Znikają bądź umierają w dziwnych okolicznościach dzieci i dorośli, jedna śmierć pociąga za sobą drugą. Czyżby Salem było nawiedzone przez złe moce? Kilku śmia...