Julia rezygnuje z egzotycznych wakacji i wyjeżdża na wieś, żeby zaopiekować się swoją babcią, Tosią. To wówczas po raz pierwszy słyszy o tajemniczym kamieniu, ukrytym głęboko w środku lasu. Mimo ostrzeżeń babci, dziewczyna postanawia na własną rękę odkryć sekret schowany między drzewami. Niespodziewanie Julia przenosi się do krainy pełnej powłóczystych sukien i uzbrojonych rycerzy. Choć panujące zwyczaje przywodzą na myśl średniowiecze, szybko się okazuje, że to zupełnie obce i zarazem wyjątkowe miejsce. Julia musi dostosować się do nowego otoczenia – przynajmniej do czasu, aż znajdzie drogę do domu.
Proza Katarzyny Grabowskiej jest mi już znana od lat. Jak dotąd jej powieści były wydawane wyłącznie jako e-booki, „Magia ukryta w kamieniu” to zatem „papierowy” debiut. Książka rozpoczyna się lekko, niemalże sielankowo: autorka rysuje przed nami obraz barwnej, polskiej wsi, poznajemy też główną bohaterkę, 19-letnią Julię, nieco upartą i w gruncie rzeczy zawziętą dziewczynę. I choć początek wydaje się niemrawy i niezbyt obiecujący, jest to tylko złudzenie. Prawdziwa przygoda zaczyna się dopiero wtedy, gdy Julia dociera do pewnego magicznego kamienia.
Podoba mi się pomysł na tę historię. W zasadzie jest całkiem prosty: wspólnie z bohaterką i zarazem narratorką przenosimy się do dziwnej krainy, gdzie roi się od nadprzyrodzonych istot, a ludzie mają ochotę uciekać w popłochu na widok zwykłej latarki. Niby nie ma w tym niczego wyjątkowego, a jednak doceniam oryginalność fabuły, autorka bowiem porwała się na dość wymagające wyzwanie, jakim jest wykreowanie nowej rzeczywistości niemalże od podstaw. Miejsce, do którego przenosi się Julia, nie jest znane żadnemu historykowi na świecie. My, jako czytelnicy, nie czujemy się tam jednak obco – wszystko za sprawą plastycznych opisów, dzięki którym tak łatwo było mi się wczuć w świat przedstawiony.
W powieści nie zabrakło elementów humoru, co rozumie się samo przez się: Julia, jako przybysz z naszej współczesności, wielokrotnie zalicza wpadki, w końcu jej (nasza) codzienność wygląda zupełnie inaczej niż w Burii, bo tak nazywa się kraina, do której trafiła. Oczywiście trudno powiedzieć, żeby wszystko układało się kolorowo – życie bohaterki co i rusz jest zagrożone, nie tylko przez pułapki związane z okolicznościami, w jakich się znalazła, jest to również spowodowane własnym nieokrzesaniem i, spójrzmy prawdzie w oczy, naiwnością. Julia jest jeszcze nieco infantylna; choć ewidentnie została wychowana na kulturalną młodą kobietę, kierującą się w życiu odpowiednimi wartościami, bywa zbyt łatwowierna i porywcza. A co za tym idzie – w książce szybko pojawia się wątek miłosny (czy raczej wątki). Przyznam, że odrobinkę mi to przeszkadzało. Motyw romansowy jak na mój gust zajmował zbyt dużo przestrzeni, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co działo się w Burii. A działo się sporo: polowanie na krwiożercze stwory, spiski, gra polityczna i walka o władzę to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Tu i ówdzie zdarzyły się również niewielkie zgrzyty językowe, ale ponieważ akcja bardzo mnie ciekawiła, nie przykładałam do nich większej wagi.
Kreacji bohaterów nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Każda z postaci została poprowadzona konsekwentnie i choć czasem ich zachowanie jest przez to przewidywalne, nie rozczarowało mnie to. Dzięki temu czułam, że naprawdę ich znam. Siłą rzeczy muszę tutaj wyróżnić Weylina, księcia Burii, który jako jedyny pozostał okryty tajemnicą i tak naprawdę do samego końca nie można rozgryźć, o co mu właściwie chodzi. Być może wiele czytelniczek się ze mną nie zgodzi, aczkolwiek nie należę do fanek Hermana – jego postać zupełnie mnie nie ujęła. Świetna jest za to służąca Comta czy początkujący medyk Ewen. Autorka tchnęła w nich odrobinę sarkazmu, przebiegłości i niezwykłej siły, zwłaszcza jak na sytuacje, w których czasem się znajdowali.
Odnoszę wrażenie, że w „Magii ukrytej w kamieniu” nie poznaliśmy jeszcze pełnego potencjału Burii. Wydarzenia, które rozegrały się pod koniec – bo oczywiście najlepsze i najciekawsze pozostawiono na finał, co okazało się przysłowiową wisienką na torcie – zapowiadają naprawdę niezłą akcję. Historia Julii jest po prostu wciągająca; już nie mogę się doczekać kolejnych niezwykłych stworzeń, poznawania tradycji Buriańczyków, a przede wszystkim odkrycia prawdy na temat przeznaczenia głównej bohaterki. Jestem przekonana, że Katarzyna Grabowska ma nam jeszcze dużo do zaoferowania, a pierwszy tom to jedynie wstęp do magicznej, pochłaniającej przygody. I mocno trzymam kciuki za to, by możliwości tej opowieści zostały odpowiednio wykorzystane w kolejnych częściach.
„Magia ukryta w kamieniu” to książka wprost idealna dla wielbicieli lekkiego, przyjemnego fantasy, które sprawi, że można zapomnieć o rzeczywistości. Ja już czekam na drugi tom, czyli „Las Potępionych”, by ponownie śledzić losy mojej imienniczki. Połączenie dobrego stylu, kreatywnego podejścia do fabuły i różnorodnych bohaterów sprawia, że kolejne strony mijają w zastraszającym tempie. Nie da się ukryć – powieść jest tak magiczna, jak jej tytuł.