"A po co grzebać w historii rodzin, które żyją, mieszkają tuż obok?".
Dobrze pamiętam ten moment, gdy pierwszy raz puściłam sobie starą płytę winylową naszych rodzimych wykonawców. To wówczas właśnie zaczęłam zachwycać się piosenkami, które swoją świetność mają już dawno za sobą. Odkrywanie starych nut było i jest nadal dla mnie, swoistą lekcją pokory i chwilą zadumy nad przeszłością, która już przeminęła. Przeczytanie "Białego latawca" okazało się dla mnie doświadczeniem podobnym.
Ewelina Matuszkiewicz to urodzona w Radomiu, kozieniczanka w sercu. Mieszka obecnie w Warszawie wraz z rodziną, gdzie dzieli czas pomiędzy pracę zawodową, dom, ogród, czytanie i pisanie. Jest zbieraczką historii rodzinnych, które zapisuje dla swoich dzieci. Niektóre z nich zainspirowały ją do stworzenia "Białego latawca".
Do Kozienic, małego miasteczka, wraca po latach Maja. Dziewczyna porzuciła intratną pracę w Warszawie i zamierza otworzyć swój biznes w domu odziedziczonym po dziadkach. Najpierw jednak bohaterka planuje opróżnić dom ze sterty śmieci, jakie zalegają w jego środku. Jak się okazuje jednak, dziadek nie bez przyczyny gromadził tyle niepotrzebne rzeczy. Za jego postępowaniem kryje się wielka tajemnica związana z całą społecznością Kozienic.
Jakże sztampowa i przewidywalna wydaje się ta książka po przeczytaniu jej krótkiego streszczenia. Nie dajcie się jednak temu zmylić, gdyż debiutująca Ewelina Matuszkiewicz uciekła od pełnej powtarzalności fabularnej w tego typu literaturze obyczajowej do bardziej złożonej opowieści o ludziach, po prostu. Ludziach zamieszkujących Kozienice, czyli miasteczko będące swoistym symbolem setek, a nawet tysięcy miejsc w naszym kraju, w których przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. To bowiem właśnie przeszłość i lokalna historia stają się drugoplanowymi bohaterami tej powieści, a pomaga im tajemnica i skrywane od lat sekrety.
Akcja książki rozgrywa się w okresie od 19 czerwca do 7 lipca i to właśnie wtedy czytelnik poznaje mieszkańców Kozienic, których łączy wspólne miejsce do życia oraz przeszłość wracająca niczym bumerang. Policjant Mario, Paweł, Grzegorz, Radek, trzy sędziwe staruszki - Wisława, Maryla, Jagoda, Aniela – każda z tych postaci niesie ze sobą własną historię wielkich namiętności, utraconej miłości, skrywanych sekretów. Codzienność, rutyna i współegzystowanie obok siebie to coś, z czym każdy z nas się spotyka. Gdy więc wybucha afera z podwójną tożsamością miejscowego księdza, lokalnego bohatera, wydarzenia zaczynają nabierać tempa. Ewelina Matuszkiewicz tym samym ukazuje ciąg przyczynowo-skutkowy raz podjętych przez nas decyzji.
Nie bez przyczyny nawiązałam na początku do starych piosenek. Zrobiłam to z premedytacją, gdyż autorka zastosowała w swoim debiucie ciekawy zabieg pod postacią przyporządkowania nazw poszczególnych rozdziałów, słowami z piosenek z drugiej połowy XX wieku. Poza tym, wątek ten pojawia się także pod postacią pewnej audycji radiowej jednego z bohaterów książki.
"Biały latawiec" okazał się dla mnie książką niespodzianką. Nie spodziewałam się bowiem tak wyśmienitej powieści obyczajowej, ubranej w dobry warsztat i ciekawie wykreowane sylwetki bohaterów. Niecierpliwie wyczekuję kontynuacji historii mieszkańców Kozienic – miejsca, w którym każdy z nas odnajdzie swój świat.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/