Recenzja książki Seria Niefortunnych zdarzeń. Wredna wioska
Sieroty Baudelaire, jak to sieroty, nie mają łatwego życia.
Pech ściga je z prędkością błyskawicy i jak błyskawica dopada na każdej szerokości i długości geograficznej.
Jednak sieroty wobec pechu nie są bezradne.
Wioletka po spięciu włosów potrafi wymyślić nowe rozwiązania techniczne.
Klaus nieraz ratuje swe siostrzyczki dzięki oczytaniu.
A Słoneczko za pomocą czterech ząbków, może przegryźć niemal wszystko.
Ta krótka książka, jest bardzo osobliwa, oryginalna, fatalistyczna a nawet mroczna.
Przypomina mi Neila Gaimana, z tym że jest dla dzieci.
Tak więc prawdopodobieństwo jak i logika przebiegu pewnych zdarzeń, jak to w bajkach bywa jest nikła.
Tym razem sieroty trafiają, do wioski, choć można je nazwać miasteczkiem.
Roi się tam od kruków, co osobliwe ptaki migrują, rano są na peryferiach miasteczka.
Po południu przenoszą się by obsiąść całe centrum miejscowości, a noc spędzają na drzewie monstrualnych rozmiarów, zwanym "Nigdyjuż"
Mieszkańcy mają bzika na ich punkcie, ich kapelusze wieńczą ptasie figurki.
Nawet zbudowali sobie fontannę w kształcie kruka.
To nie jedyny ich bzik, posiadają opasły kodeks karny, który gdyby mógł zabroniłby oddychać.
Ta siódma powieść z cyklu "Serii Niefortunnych Zdarzeń" podobała mi się znacznie bardziej niż poprzednia "Winda Widmo".
Chociaż to moje subiektywne odczucie. W każdym razie polecam.
Info:
tytuł oryginalny: The Vile Village
tłumacz: Kozak Jolanta
stron: 272
Rok pierwszego wydania: 2001
Rok pierwszego wydania polskiego: 2003
Podobno nie ma ani jednego powodu, aby ktokolwiek miał sięgać po książkę zawierającą tak niemiłe treści jak: rozpanoszone kruki, gniewny tłum, nagłówek prasowy, aresztowanie niewinnych osób, Luksusowa Cela i bardzo dziwne kapelusze. A jednak!
Seria N...