Temida z opaską na oczach i z mieczem w dłoni jest synonimem sprawiedliwości. Bezstronny wyrok i adekwatna do pełnionego przestępstwa kara. Nic więcej i nic mniej, tylko tyle najczęściej oczekuje się od sądu. Jednak rzeczywistość często odbiega od pragnień i sądowe decyzje nie satysfakcjonują ofiar, ich bliskich oraz stróżów prawa. Czyżby broń Temidy była tylko na pokaz, a zasłonięty wzrok tak naprawdę ukrywał brak zwrócenia oczu na zło? W takiej sytuacji trudno zachować spokój i nie chcieć zemsty.
Zbrodnia, wyrok, kara. Co jednak gdy dwa ostatnie elementy rozczarowały wszystkich, a pierwszy pozostawił po sobie rany, które może w ogóle się nie zabliźnią? Max Wolfe już niejednokrotnie był świadkiem takich sytuacji. Jako człowiek całym sercem jest z załamanymi ofiarami, słyszącymi z ust sędziego słowa przynoszące kolejną porcję bólu zamiast ukojenia, ale wykonuje pracę policjanta i podporządkowuje się sądowym decyzjom, nawet gdy się z nimi prywatnie nie zgadza. Najnowsze dochodzenie z jego udziałem już od samego początku okazuje się kontrowersyjne. Ktoś zaczyna wymierzać sprawiedliwość i to surowiej niż mówi starożytna zasada – oko za oko, ząb za ząb. Film z egzekucji bije rekordy popularności w internecie, prasa i telewizja także umieszczają informacje o niej na pierwszych stronach i najlepszym czasie. Jakby tego było mało ostatnie wydarzenia zawodowo-osobiste sprawiają, że patrzy on na to co miało miejsce z całkiem nowego punktu widzenia. Opinia publiczna popiera samozwańczych katów i jednocześnie żąda od policji odpowiedzi na pytanie kim oni są. Prowadzenie śledztwa w takich okolicznościach wymaga opanowania i przede wszystkim umiejętności czytania między wierszami oraz zrozumienia symboliki zabójstw. Maxowi jedno i drugie nie jest obce, lecz tym razem sprawa wiąże się z subiektywnymi odczuciami. Morderstwo musi zostać ukarane, ale trudno nazywać zabitych mianem „ofiar”, gdyż byli przestępcami, którzy otrzymali niewielką karą w stosunku do popełnionego przestępstwa. Zbrodnia to zbrodnia, pomimo motywu, Wolfe swoje osobiste zdanie chowa do kieszeni, jednak nie zapomina o nim, zwłaszcza, iż pewna sytuacja wystawi go na próbę.
Albert Pierrepoint kojarzy się jednoznacznie – kat i to ten najsłynniejszy, dlaczego jego postać została wykorzystana przez zabójców? Odpowiedź być może przybliży detektywa do rozwiązania tej morderczej zagadki, ale coś jeszcze nie daje mu spokoju, chociaż współpracownicy nie widzą potrzeby drążenia tropu podpowiadanego przez intuicję. Jak zakończy się to dochodzenie? Sprawiedliwość zatriumfuje?
Trzecie spotkanie z londyńskim policyjnym detektywem Maxem Wolfem przebiegło pod znakiem nie tylko suspensu, lecz i dylematów moralnych. „Klub wisielców” pod warstwą kryminalną kryje poważniejsze kwestie – rozważania dotyczące sprawiedliwości, wartości prawa oraz pragnieniu zemsty i sile przyjaźni. Tony Parsons nie prowadzi filozoficznych dysput, ale odzwierciedla je w rozterkach bohaterów oraz w fabule. Wątek kryminalny został spleciony z bardzo szerokim wachlarzem emocji, zwłaszcza te drugie są jak najbardziej rzeczywiste i nie pozostawiają czytelnika obojętnym podczas lektury. Wręcz ma się wrażenie, iż autor przy pomocy wykreowanych przez siebie postaci zadaje pytania czytającym. Odpowiedź na nie wcale nie jest tak łatwa jakby się wydawało, bo w prawdziwym życiu czerń i biel występują bardzo rzadko, więcej w nim rozmytych kolorów i pełnej niedomówień szarości. W „Klubie wisielców” strona kryminalna gra pierwsze skrzypce, Tony Parsons doskonale wykreował motyw sensacyjny, a dopełnienie go kwestią sprawiedliwości tylko podkreśla intrygę.