Uwielbiam kryminały, kocham kryminały i czasem zastanawiam się, po co sięgam po tytuły z innej półki? A no bo czasem to się opłaca a czasem nie, ale horyzonty warto poszerzać. Czy „List z przeszłości” Mairi Wilson spełnił moje oczekiwania? Czy pochłonął mnie bez reszty? Czy zmarnował mój czas?
Mairi Wilson urodziła się w Szkocji, ale dorastała w Anglii, Turcji, Danii i Hiszpanii. Obecnie mieszka w Edynburgu, choć dalej chętnie oddaje się pasji podróżowania po świecie. Zanim została pisarką na pełen etat, zajmowała się marketingiem. „List z przeszłości” to jej wielokrotnie nagradzany debiut literacki. Wcześniej wiersze i opowiadania autorki pojawiały się w publikacjach drukowanych, sieci i audycjach radiowych.
Początek książki jest niestety dość nudny, poza wewnętrznymi monologami głównej bohaterki niewiele się dzieje. Na szczęście gdzieś w połowie powieści, akcja zdecydownie nabrała tempa i przegoniła moje znudzenie, a ja mogłam oddać się przyjemności czytania.
Poznajemy Lexi- Alexis Shaw w trudnym dla niej czasie, pogrążoną w żałobie po śmierci dwóch bliskich jej osób. W trakcie zamykania spraw zmarłych Lexi dowiaduje się, że została spadkobierczynią majątku Ursuli, porządkując jej a właściwie już swoje mieszkanie Leksi odnajduje wiele dokumentacji i listów i to właśnie jeden z nich sprawia, że chcąc poznać sekrety, o których przeczytała, wyrusza w podróż do przeszłości, podróż na drugi koniec świata do upalnego Malawi w Afryce.
„Ursulo, być może powinniśmy wziąć sprawy we własne ręce. To zaszła historia, ale może nadszedł czas, by ujrzała światło dzienne. [...] Może nadeszła pora, żeby właściwie i uczciwie wyprostować niesprawiedliwości z przeszłych czasów lub przynajmniej uczynić pierwszy krok, by je naprawić. [...] I pamiętaj, Ursulo, nie ma groźby szantażu, jeśli nie ma sekretów.”
Odkrywając kolejne karty, poznając nowe fakty i kolejnych ludzi w Lexi rodzi się nadzieja, że być może nie została na tym świecie sama, że jest jeszcze ktoś, kto będzie dla niej rodziną, ktoś z kim łączą ją więzy krwi. Nie wie jednak jak wielkie niebezpieczeństwo na siebie ściąga, zadając kolejne pytania i domagając się odpowiedzi. Nie każde sekrety chcą ujrzeć światło dzienne i są ludzie, którzy nie cofną się przed niczym, aby pozostałe one nieodkryte. Jednak uparta Lexi dąży do celu, nie licząc się z konsekwencjami, które przyjdzie jej ponieść.
Lexi, główna bohaterka, irytująca od początku do samego końca. Nie lubię takich ludzi, brak jej charakteru, jest nieodpowiedzialna, samolubna i egocentryczna. Dorosła kobieta a chwilami zachowuje się jak niedojrzała nastolatka. Sprawy pogrzebowe swojej matki zrzuca na byłego narzeczonego, o czym on sam dowiaduje się, dopiero gdy po kilku próbach udaje mu się dodzwonić do Lexi. Ona w tym czasie zdążyła już dotrzeć do Afryki. Swoje niby spontaniczne decyzje podejmuje po długiej i burzliwej wewnętrznej walce ze swoimi myślami. Ciągle zadaje sobie pytania w stylu: co by powiedziała mama? A co by powiedział Danny (jej były)? Po czym tupie nóżką, dochodząc do wielce odkrywczego wniosku, że to jej życie i jej decyzje. Nie jestem pewna czy w książce jest jakiś pozytywny bohater. Wszyscy zdają się maczać palce w podejrzanych sprawach, a każdy zły uczynek usprawiedliwiany jest większym dobrem.
Książka nie pochłonęła mnie od samego początku, trochę to trwało, zanim rozbudziła moją ciekawość. Akcja rozwijała się bardzo powoli, ale później czyta się naprawdę przyjemnie. Powiedziałabym, że „List z przeszłości” to powieść przygodowa i daleko jej do kryminału, ale zagadka okazuje się nad wyraz wciągająca. Debiut Mairi Wilson, okazał się książką naprawdę dobrą, mimo jej wad. W sam raz na jesienny wieczór. Polecam ją miłośnikom, nieco szalonych, przygód detektywów amatorów.