Na początku jest przygoda, coś niezwyczajnego i pozwalającego poznać siebie samego od nieznanej strony. Później zaczyna się badanie swoich granic, wpierw gdzie w ogóle się znajdują, następnie jakie emocje towarzyszą gdy zbliżamy się do nich, w końcu następuje moment kiedy je przekraczamy. Jedni przesuwają cienką czerwoną linię coraz dalej i dalej, drudzy wiedzą w jakim miejscu się znajdują i nie zbliżają się nawet w ich pobliże, są i tacy, którzy pamiętają o nich , lecz w imię wyższej wartości wciąż je naruszają. Ci ostatni sami wybrali taką, a nie inną życiową ścieżkę, płacąc za to osamotnieniem, stratą najcenniejszych chwil, jakich nie da się powtórzyć, w zamian dostając kolejne zastrzyki adrenaliny …
Kino, telewizja i literatura zasypują nas opowieściami o życiu tajnych agentów, mają one różny charakter, czasem bywają zupełnie oderwane od realiów, a czasem wprost przeciwnie pokazują z detalami co oznacza takie zajęcie. Niektórzy zaczynają tę pracę przepełnieni ideałami, inni dostają szansę i chcą ją wykorzystać by się sprawdzić oraz pokazać na co ich stać. Joe należał raczej do tej drugiej grupy, zwykła praca policjanta dla dwudziestoletniego mężczyzny nie była zajęciem marzeń. Ale wystarczyło jedno zdarzenie i wiele zmieniło się w jego podejściu do codziennych obowiązków, niekiedy niewiele potrzeba by człowiek wszedł na ścieżkę jaka bardzo szybko stanie się jedyną braną pod uwagę. Bycie tajniakiem okazało się dla Joe strzałem w przysłowiowa dziesiątkę, kariera nabrała rozpędu, chociaż wymagała poświęcenia. Nienormowane godziny pracy, stres, niepewność, no i bezwzględni przestępcy, jacy na pewno nie okażą skrupułów w razie jakiejkolwiek podejrzenia, że mają do czynienia z policjantem. To jedna strona pracy w tajnych operacjach, druga niesie dreszcz emocji, możliwość bycia na pierwszej linii, robienia czegoś co uważa się za słuszne i pozwala na niestandardowe działanie, wymagające inwencji. Równowagi pomiędzy nimi nigdy nie będzie, ale Joe w pierwszej kolejności dostrzega plusy, co minusami? One dopiero zaczynają doskwierać po czasie, kiedy już nie da się nadrobić strat i trudno wyobrazić sobie zwyczajne życie. Co pozostaje Joe`mu po kilku dekadach pracy jako tajniaka? Na oficjalne nagrody nie ma co liczyć, tak samo jak i zobaczeniu swojego nazwiska w prasie czy telewizji. Pozostaje jedynie satysfakcja z akcji zakończonych sukcesem, niedosyt po nieudanych operacji oraz … żal za straconymi chwilami z bliskimi, ale to nie cała prawda o nim. Może to jedynie fragment większej całości, bardziej skomplikowanej niż wydaje się jemu samemu? Jeżeli pokazanie swej prawdziwej twarzy oznacza dekonspirację i porażkę to czy nie zostało zapomniane kim się było?
Nie mogą zdradzić kim są w rzeczywistości, muszą stworzyć swoje alter ego, które przekona przestępców, że są jednymi z nich. Aż do chwili aresztowania nikt nie powinien nawet mieć cienia podejrzeń co do ich tożsamości. Rzeczywistość jest bardziej zawiła, bo nie brak w niej ludzkich emocji, chwil zawahań i po prostu tego czego nie da się przewidzieć, a „Tajniak. Historia prawdziwa” przedstawia ją z perspektywy kogoś kto w niej egzystuje. Autor nie upiększa jej, nie dodaje sobie zasług, za to w prostych słowach przedstawia siebie i pracę, której poświęcił prawie wszystko – tego ostatniego jest świadomy, podobnie jak i sukcesów. Joe Carter nie ukrywa uczuć dzieli się z czytelnikami entuzjazmem, dumą, lecz nie jest mu obca gorycz i rozczarowania. Spektakularnych wątków mało jest w tej książce, jednak nie one w prawdziwej pracy tajnego agenta są najczęstsze, co innego powtarza się – zwykła rzeczywistość, w jakiej trzeba równocześnie myśleć jak policjant i przestępca oraz nie zapominać o świecie, gdzie jest się ojcem, matką, mężem, żoną, przyjacielem. W „Tajniaku” da się odczuć fascynację zawodem, pozostającym dla większości niezauważalnym, i zadowoleniem z osiągnięć, chociaż znanych tylko bardzo wąskiemu gronu. Joe Carter nie napisał kryminału czy też thrillera, ale pokazał kulisy realnych dochodzeń z bardzo osobistej perspektywy.