Anna Dąbrowska doskonale scharakteryzowała bohaterów - nie tylko z planu pierwszego (Zuza, Adam), ale również pozostałych, co pozwala się z nimi utożsamiać, współczuć czy odczuwać złość na ich zachowanie i złe decyzje. Udowodniła również, że wciąż pracuje nas rozwojem swojego warsztatu pisarskiego - z książki na książkę zdania są piękniejsze i bardziej trafiające do serca, gdyż każde jest dopracowane i dopieszczone.
Zazdrość, przyjaźń, miłość i tęsknota przeplatają się z bólem, żalem i chęcią pomocy innym. Bardzo ważnym elementem jest układanki tworzącej powieść są rodzice i ich bezinteresowne wsparcie dzieci w najtrudniejszych chwilach. Nie brakuje też sytuacji zabawnych czy trzymających w napięciu a prawda, która obnaża rzeczywiste motywy działania niektórych postaci - poraża i wbija w fotel. Mnie bynajmniej wbiła, jednocześnie dzieląc się ze mną istotnymi przesłaniami Ani Dąbrowskiej. Młoda pisarka zagłębiła się bardzo mocno w temat złamanych serc, próbując dociec czy można je ponownie posklejać. Pokazała też, że życie polega na wybraniu właściwej drogi postępowania i to od nas zależy czy będziemy nią kroczyć z dumą czy może zaczniemy potykać się na wybojach.
Sporo miejsca w tej urokliwej opowieści poświęcone zostało najważniejszemu uczuciu - miłości...
"... i miłości, choć ta ma specyficzny zapach. Kiedy jest się niemowlakiem, to pachnie jak skóra mamy. Kiedy stajesz się nastolatkiem pachnie wanilią tak słodką jak słodko smakują pierwsze młodzieńcze pocałunki. (...) A kiedy człowiek staje się stary, miłość pachnie wspomnieniami" *
Uwielbiam ten cytat! Są to słowa Patrycji Michalskiej skierowane do Zuzy. A to przecież tylko jeden fragment, który niesie życiową mądrość. Dąbrowska uzmysławia nam również, że marzenia nie spełnią się same - musimy im w tym pomóc, zawalczyć o swoje szczęście, zrobić wszystko, by przynajmniej spróbować. I potem nie żałować... Nie możemy też oceniać ludzi po wyglądzie, bo skrzywdzić bezpodstawnie jest łatwo a słowo "przepraszam" trudno jest wymówić...
"Czasami lepiej zniknąć z życia drugiej osoby, niż budować z nią złudne szczęście." **
Powieść ma właściwie tylko jeden minus i określiłabym go jako faux pas wydawnictwa - chodzi mi o datę premiery! Akcja książki toczy się w okresie przed Bożym Narodzeniem - losy bohaterów śledzimy od trzydziestego listopada, przez miesiąc (z maleńkim wyjątkiem "pół roku później") obfitujący w śnieg i mróz. To idealna "wigilijna opowieść", gdyby została nieco później wydana
Oczywiście można ją czytać o każdej porze roku z jednakową radością podczas lektury, ale czy taki zimowy klimat nie przypadłby nam bardziej do gustu w innych okolicznościach przyrody?
Bardzo mocno spodobał mi się ostatni akapit lektury, kiedy autorka zwraca się bezpośrednio do Czytelnika - ogromnie wzruszające!
Kiedy czytałam "Jutro będziemy szczęśliwi" , miałam nieodpartą chęć porównania książki do twórczości Mii Sheridan - z uwagi na konstrukcję, losy bohaterów, styl pisarski i płynność kolejnych scen, które obdarowują czytelnika ogromem emocji, odczuć i różnorodnych wrażeń. Brawo!
Podsumowując - jeśli macie ochotę na ciepłą i pełną płatków śniegu powieść, która pachnie herbatką z miodem, cytryną i gwiazdką anyżu, to koniecznie sięgnijcie po "Jutro będziemy szczęśliwi". Niezależnie od pory roku przeniesiecie się w świat utraconego zaufania, zawiedzionych nadziei i przykurzonej miłości, która wciąż przeplata się z nienawiścią. To historia o murze granicznym, który możemy - a wręcz musimy pokonać - zburzyć, przeskoczyć, podkopać czy obejść, by odnaleźć sens życia. Gorąco polecam!
całość recenzji:
http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2017/08/anna-dabrowska...