"Pan Samochodzik i złota rękawica" to dziewiąta powieść z cyklu o Panu Samochodziku jaką przeczytałem. To także trzecie rozczarowanie.
Pan Tomasz, podejmuje się "niesamowitej misji" szukania wiersza, ludowego, ściślej mazurskiego, nikomu nieznanego poety.
Oj nie będzie mu łatwo tego dokonać, wiersza lub zbioru wierszy szukają inni zapaleńcy, wciąż utrudniający jego własne i jego załogi wysiłki. Tak dobrze słyszycie załogi, gdyż Pan Samochodzik, porzuca swój Samochodzik. Szuka wierszy za pomocą łodzi o wdzięcznej i krzykliwą czerwoną farbą namalowanej nazwie "Krasula".
Szkoda że urodziłem się za późno, by przesłać Zbigniewowi Nienackiemu parę własnych wierszy, a może cały tomik, pewnie wtedy miałby dość ich szukania u rustyfikalnych twórców.
Przejdźmy do meritum książki, jej jakości i cech w moim subiektywnym odczuciu. Jeśli chodzi o tempo akcji, to jest ono wolniutkie, w zaledwie paru miejscch przyśpiesza, byśmy potem mogli jeszcze dotkliwiej czuć nudę. Sposób prowadzenia pióra jest ciekawy, jakby Nienacki chciał gładką, prawie wyszukaną formą zrównoważyć zewsząd zerkającą nudę.
Jak zwykle Pan Zbigniew jest do przesady poprawny politycznie, postacie z "Pana Samochodzika" mogłyby z powodzeniem zagrać w "Klanie".
Widać w "Złotej Rękawicy" że pisarzowi brakło już ciekawych pomysłów, a mimo to, ta część, jest chyba najdłuższa.